28 cze 2015

four


Czy zostanę dotknięta przez wiatr i uniesiona
Sekret powoli rozkwita...
~ Tokyo Ghoul - White Silence


Jedynie raz w życiu siedziałam na tak zwanym dywaniku. To było jeszcze w podstawówce, kiedy nie za dobrze odróżniałam dobro od zła. Również średnio rozumiałam słowo maniery czy kultura osobista. Wiedziałam co mogę, a czego nie mogę. Czasem zdarzały się takie sytuacje, które nie kwalifikowały się ani do rubryki dozwolone, ani do zakazane. Właśnie wtedy, gdy siedziałam u dyrektora placówki z naburmuszona miną i słuchałam kazania, które mi prawił, pamiętam, że nic z tego nie zrozumiałam. Byłam zła na nauczycielkę jak i na wszystkich wokoło, za to, że się na mnie krzywo patrzą i mówią jakieś brednie. Powtarzali wkoło: tak nie wolno. A ja przecież nic nie zrobiłam! Przecież to ona zabrała mi tę lalkę, to ona źle zrobiła. Ja byłam wyższa i silniejsza, więc odebrałam jej to co moje i uderzyłam ją w głowę. Ta od razu z rykiem poleciała do wychowawczyni, a ja się tylko śmiałam. Śmiałam się z tak głupiej i słabej osoby. Śmiech ucichł, kiedy zostałam prowadzona przez starszą kobietę do pokoju dyrektora. To był jedyny raz.
Teraz czułam się podobnie jak wtedy. Siedziałam naprzeciwko rudowłosego ze spuszczonym wzrokiem i pochyloną ku dołu głową. Byłam jak ten smarkacz. Póki co nie padły żadne słowa, a ja już pociłam się ze zdenerwowania. Po kryjomu, tak aby tego nie zauważył, wycierałam mokre dłonie w materiał śnieżnobiałej spódniczki. Czekałam aż się w końcu odezwie i wybawi mnie od słuchania swojego serca, które również było znacznie poruszone ową sytuacją.
Yahiko tylko patrzył, jak cierpię w ciszy, niszcząc samą siebie w swojej psychice. Wiedział, że czekałam niecierpliwie na jakiekolwiek jego słowo, które przyniesie chociaż mikroskopijną ulgę. To coś jak chwila przed usłyszeniem wyników testów. Nieważne czy są one dobre czy złe i tak minimalny kamień spada ci z serca.
- Zaczynasz być zagadką - mruknął, splatając ręce na piersi.
To chyba trochę do was pasuje, pomyślałam automatycznie. Nadal chyliłam przed nim głowę, jak przed jakimś wielkim wodzem.
- Zapytam wprost. Co miałaś na celu, pytając Madarę o jego rodzinę?
No właśnie, co? Ja, szefie? Ja nie miałam nic na celu, po prostu zrobiłam to, co mi podpowiedział jeden z moich pacjentów, czy to nie logiczne? Kurwa to gorzej niż nielogiczne. To jakiś dziki absurd, jakbym żyła w alternatywnym świecie i słuchała się tych, których leczę, a nie tych zdrowych. Drogi Yahiko, ja naprawdę nie wiem, co ja sobie myślałam. Może chcę zrozumieć parę rzeczy, może faktycznie wątpię w waszą dobroć. Jednak to, co miałam na celu i tak nie ma znaczenia. Muszę znaleźć taką odpowiedź, która ciebie usatysfakcjonuje. Taka jest prawda i ty o tym dobrze wiesz, szefie.
Raczyłam na niego spojrzeć, pełnym żalu wzrokiem.
- Nigdy nie będzie w pełni zdrowy, jeżeli nie będzie mógł rozmawiać o swojej rodzinie. Ostatnio jego wyniki naprawdę się poprawiły, więc chciałam…
- Chciałaś sobie sprawić siniaka - przerwał mi, wskazując palcem na prawe ramię, na którym już ukazała się opuchlizna.
Naprawdę nie wiedziałam, że tak to się skończy. Niepotrzebnie naciskałam, fakt. Mogłam od razu skończyć, kiedy tylko kazał mi wypierdalać. Ale jak już wspominałam, nigdy nie robiłam tego, czego powinnam. Dlatego nalegałam aby mówił, jeszcze bardziej wzbudzając w nim agresję. Nie było już kajdanków, które mogłyby go powstrzymać. Nieograniczony żadną rzeczą wstał na równe nogi i za nim zdąrzyłam cokolwiek zrobić, złapał mnie za owe ramie. Ścisnął mocno, aż poczułam jak tamuje przepływ krwi. Przerażona krzyknęłam, aby się uspokoił, ale to nic nie dało. Głupia, chciałam żeby się uspokoił, kiedy to ja sama rozpętałam burzę.
- Chyba ci życie niemiłe - syknął i dopiero mnie puścił.
Przetarłam czerwony ślad ręką, próbując złagodzić ból. Zerknęłam na Madarę, który jakby nagle opadł z sił. Usiadł na podłodze, chowając twarz w dłoniach. Mimo zdarzeń sprzed chwili chciałam tam zostać, chciałam jakoś do niego dotrzeć. Jednak moje ciało postąpiło inaczej. Zabrałam dokumenty ze stołu i wyszłam z pomieszczenia. Pośpiesznie poszłam do personelu, któremu powiedziałam, aby dali coś na uspokojenie Madarze Uchiha. Niestety musiałam podać przyczynę jego zdenerwowania. A tu wszystkie wieści rozchodziły się z prędkością światła. Niemal w mgnieniu oka zostałam wezwana do gabinetu dyrektora. Zdążyłam jedynie przemyć zimną wodą obolałą rękę i nieznacznie uspokoić oddech.
- Popełniłam błąd - przyznałam przed dyrektorem.
- Tak i to duży. Nie dostosowałaś się do zaleceń osób z większym doświadczeniem od ciebie. Powinienem odsunąć od ciebie Uchihę i przekazać go komuś innemu. Bardziej racjonalnemu lekarzowi.
Tak bardzo tego nie chciałam. Zdążyłam nawiązać jakąś więź z moimi podopiecznymi, której nie chciałam urywać. Wierzyłam, że mogę im pomóc. Chciałam zaprotestować, ale wiedziałam, że jakikolwiek mój sprzeciw może jedynie pogorszyć moja sytuację. Dlatego siedziałam cicho jak mysz pod miotłą, zerkając na dokumenty, które były porozrzucane na biurku.
- Nie zrobię tego. Naprawdę widzę, że pomagasz naszym pacjentom. Chcę żebyś kontynuowała swoją pracę. Ale… - zaznaczył i urwał, zmuszając mnie, abym na niego spojrzała.
- Ale jeszcze jeden taki wybryk, a zostaniesz dyscyplinarnie zwolniona. Rozumiesz?
- Tak.
- Myślę, że dziś powinnaś iść już do domu - powiedział, zabierając się za swoją papierkową robotę.
- Mam jeszcze spotkanie z Sabaku Gaarą.
- Dobrze. Dziś wyślemy do niego kogoś innego. Ty odpocznij.


Kolejne dni przesiedziałam na zwolnieniu lekarskim. W prawdzie nic mi nie było, ale po pokazaniu mojemu lekarzowi kilku banknotów oraz ładnego uśmiechu, zgodził się dać mi spokój. Yahiko przyjął lewe zwolnienie o nic nie pytając. Zamiast tego rozkazał mi odpocząć od wszystkiego, jakby wiedział, co tak naprawdę mi dolega. W pewnym momencie pomyślałam nawet, że był zadowolony z mojej decyzji.
W domu siedziałam sama, ponieważ Utakata wyjechał na dwutygodniowe szkolenie. Od czasu do czasu przesyłaliśmy sobie suche smsy, aby dowiedzieć się tylko czy wszystko u nas w porządku. Atmosfera nadal była napięta, ciche dni trwały niemal w nieskończoność. Chociaż chciałam się pogodzić, sama nie wiedziałam od czego zacząć. W gruncie rzeczy nie zdawałam sobie sprawy, w którym miejscu to ja zawiniłam. Dla niego idealnymi przeprosinami były by słowa o rzuceniu pracy w psychiatryku, ale to niestety się nie ziści. Mimo moich małych problemów w pracy, na urlopie uświadomiłam sobie, że naprawdę kocham to, co robię. Chcę to dalej robić i czuję, że się w tym spełniam. A co do moich błędów… Jestem młodym lekarzem, który jeszcze nie miał styczności ze wszystkimi skrajnymi przypadkami zaburzenia psychicznego człowieka. Fakt, czytałam niemal o wszystkich chorobach, uczyłam się ich na pamięć, ale teoria a praktyka to niebo a ziemia. Pacjent chory na najbardziej rozpowszechnioną depresję zachowywał się często inaczej niż przypadki opisywane w książkach.
Wolne dni rzeczywiście wykorzystałam na odpoczynek. Jednego wieczoru zaprosiłam do siebie znajomych, innego oglądałam filmy. Na chwilę zapomniałam o całym bożym świecie, delektując się bagatelizowaniem wszystkich ważnych spraw.


Ostatniego dnia mojego zwolnienia lekarskiego w czwartek napisał do mnie Deidara. Szczerze powiedziawszy nie przypomniałam sobie, abym podawała mu swój numer telefonu.
Cześć. Wiem, że jesteś na zwolnieniu, ale słyszałem, że dziś ci się ono kończy, więc chyba jesteś już zdrowa. Jeżeli faktycznie tak jest, to przypominam o zaproszeniu. Wpadniesz?
Fakt faktem zupełnie o nim zapomniałam. Dochodziła druga po południu, a ja siedziałam przed telewizorem w pidżamie i jadłam jakieś śmieciowe jedzenie z wczoraj, bo dziś nie chciało mi się nic robić. Wizja ubierania się, malowania i jakiegokolwiek wychodzenia z domu średnio mi się podobała. Nie podobała mi się ona wcale, a mój wewnętrzny leń błagał mnie niemal na kolanach, abym odłożyła telefon i przykryła się kocem.
Tak, tak. Dziś już jest wszystko w porządku i mogłabym skorzystać z zaproszenia.
Napisałam w niezgodzie ze swoim wewnętrznym głosem, który nagle ucichł. Po chwili otrzymałam smsa zwrotnego z miejscem i godziną spotkania. Nic a nic nie mówił mi adres, który podesłał mi Douhito, ale od czego jest w końcu wyszukiwarka. Ponieważ laptop był za daleko, (musiałam podnosić się z kanapy, aby go wziąć) skorzystałam z telefonu. Okazało się, że owa knajpka czy bar jest niecałe siedem kilometrów od mojego mieszkania. Jęknęłam niezadowolona na myśl, że będę musiała tłuc się komunikacją miejską. Swojego samochodu niestety nie miałam. Zazwyczaj to Utakata wszędzie mnie podwoził lub korzystałam z roweru. Tym razem ta coraz bardziej zimowa, a nie jesienna pogoda nie pozwalała mi na wyjęcie jednośladu. Poza tym przed chwilą byłam przecież okropnie chora…
Z łóżka wstałam dopiero dwie godziny później, kiedy skończył się jeden z moich ulubionych filmów - The Bucket List. Do wyjścia miałam jeszcze trochę czasu, ale postanowiłam powoli zacząć się szykować. Lenistwo tak szybko z człowieka nie wychodzi.


Jechanie najpierw tramwajem, a później autobusem w tym mieście nie należało do zbyt przyjemnych czynności. Nie zwracałam uwagi na to, że po ulicach jeździły pojazdy, które pamiętały pierwszą wojnę światową, albo nawet Napoleona. Denerwował mnie fakt nieuprzejmości ludzkiej. Wszyscy walczyli ze sobą o jakieś wygodne miejsce czy to do stania czy do siedzenia, jakby to miało ich zbawić do Królestwa Niebieskiego. Gdy kogoś niechcący się szturchnęło, patrzył na ciebie jakbyś właśnie zabił jego matkę, a kontrolerzy biletów myśleli, że mają podobną władzę do Józefa Stalina w ZSRR. Czułam się tam jak w jakimś chorym na nienawiść ludzką świecie, którego próbowałam zagłuszyć przez słuchanie ulubionej muzyki.
Do niewielkiego baru weszłam dość niepewnie. Kiedy znalazłam się w środku, szybko rozejrzałam się po pomieszczeniu, jednak nigdzie nie odnalazłam blond czupryny. Nie było też ani Konan, ani Sasori’ego. Nie wiedząc co robić, wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer do Deidary. Nim jeszcze usłyszałam sygnał, poczułam jak ktoś lekko pociąga mnie za włosy.
- Tu jestem - zaśmiał się blondyn stając zaraz na przeciw mnie.
- Jak ty tu... Rozglądałam się i cię nie zauważyłam - wytłumaczyłam, chowając komórkę do torebki.
- I’m a ninja.
Po tych słowach zrozumiałam, że mój starszy kolega z pracy jest już po paru piwach. Poprowadził mnie do stolika, gdzie siedzieli i zauważyłam, że jest trochę więcej osób. Oprócz Konan i Sasori’ego siedział jeszcze Hidan oraz kobieta, którą pierwszy raz widziałam na oczy.
Była starsza ode mnie, mogła być w wieku Deidary. Posiadała długie, bardzo długie ciemne fioletowe włosy, które splotła w dobieranego. Jej twarz przyozdabiały czarne jak smoła oczy, podkreślone cieniami oraz sympatyczny uśmiech. Nie chcąc być niegrzeczna, odwzajemniłam uśmiech i wystawiłam rękę do kobiety.
- Jestem Sora Naoto - przywitałam się.
- Ichi Surebu*, miło mi - wstała, uścisnęła dłoń i ponownie usiadła.
Zajęłam miejsce obok Konan oraz Hidana z czego średnio byłam zadowolona. Nie miałam absolutnie żadnego zaufania do siwowłosego. Uważałam go za dorosłego gówniarza, który w niektórych sprawach był równie błyskotliwy co przeciętny gimnazjalista, którego życie opiera się na nic nierobieniu.
Na stole stały puste butelki po piwie oraz kufle nimi napełnione. Pił każdy oprócz nowo poznanej dziewczyny, do której właśnie Douhito się przytulał. Zastanawiałam się, czy jutro wszyscy mają wolne, czy po prostu lubią pracować na kacu. Nie chciałam jednak zakrzątać tym sobie głowy, więc skupiłam się na rozmowie między Sasori’m a Hidanem.
- Ech, idioto, oni nie mają szans z tamtą drużyną - jęknął siwowłosy.
- Niby czemu?
Czerwonowłosy upił łyk piwa, a ja próbowałam odgadnąć, o co dokładniej chodzi.
- Tamci to zawodowcy. Wygrali setki razy, poza tym w tym roku mają najsilniejszy skład od chyba wieków. To królowie i już.
- Królowie też upadają - wtrącił się blondyn.
- Zamknij mordę - syknął Hidan, a ja miałam potwierdzenie dla swojej niechęci wobec tego człowieka.
- Dokładnie Douhito. Ta drużyna jest niemalże świeża, ale już zaszła tak daleko. Są w finale i mają naprawdę niesamowitych ludzi w składzie.
- Saso, wiem, żeś rudy, ale czasem się hamuj ze swoim inwalidztwem.
- Nie chce mi się jednak z tobą gadać - czerwonowłosy wstał.
- Może się jeszcze obrazisz? - zadrwił jego rozmówca.
- Na ciebie? Kretynizm jest nieuleczalny, więc muszę cię po prostu ignorować. Idę sobie kupić piwo, ktoś coś chce? - zapytał i zerknął na mnie.
Po chwili zastanowienia poprosiłam o colę, ale usłyszałam jedynie drwiący śmiech Hidana.
- Sora, wyluzuj trochę - poradziła mi Konan, chociaż jej głos nie był przekonujący.
- Niech będzie. Weź mi jakiś trunek - dostosowałam się do zaleceń przełożonej. - Tak poza tym, to o czym była mowa? - zapytałam zaciekawiona.
- O meczu koszykówki. Jakiś tam finał krajowy czy coś… - odpowiedział Deidara.
Mruknęłam jedynie niewyraźne mhm. Nie interesowałam się tym sportem, więc nie miałam nic do powiedzenia. Przez chwilę żałowałam, że jednak skusiłam się tu przyjść. Czułam się naprawdę nieswojo w ich towarzystwie. Nie wiedziałam o czym mogłabym z nimi rozmawiać.
- Kiedy twoja wycieczka dojdzie do skutku, Sora? - zapytała Konan.
- W przyszły piątek.
- Dopiero wtedy zobaczysz się ze swoimi pacjentami. Do tego czasu, będziesz mi potrzebna gdzie indziej - powiedziała i wypiła swój alkohol do końca.
- Czemu? - zapytałam z małym żalem w głosie.
- Ej! Ej, ej… Takie sprawy to załatwicie sobie jutro, dobrze? - Deidara przerwał kobiecie, kiedy ta już miała mi odpowiedzieć.
- Ma rację - uśmiechnęła się.
- Jednak możesz nam trochę poopowiadać o swoich odczuciach i takich tam. Spokojnie tutaj możesz się wyluzować, nie jesteś u szefa - mrugnął Douhito.
Sasori przelał mi piwo do kufla. Podziękowałam i od razu upiłam łyk. Dobry, miodowy posmak.
- O co dokładnie pytasz?
- Jak ci się pracuje z Gaarą? - usłyszałam głos Akasuny, który nie powinien być w temacie.
Na to pytanie nie byłam za bardzo przygotowana. Wiedziałam, że nie mogę powiedzieć za dużo i na tym moja wiedza się kończyła. Czemu akurat o niego pytali, o zabójcę swojego kolegi. Nie mogli zainteresować się Tayuyą, która naprawdę miała bardzo duże szanse na powrót do normalnego życia.
- Jest bardzo specyficznym człowiekiem, ale udało mi się odnaleźć z nim wspólny język. Chociaż efekty są marne, to jakieś są.
Gówno prawda, pomyślałam. Jedynie to, że był specyficznym człowiekiem nie było kłamstwem. A to o efektach… Bajka, którą można włożyć gdzieś między Andersena, a braćmi Grimm. Jakie chciałam mieć efekty u zdrowego człowieka?
- Wiesz, do tej pory wszyscy, którzy u nas pracowali po niemal dwóch tygodniach rezygnowali ze względu na Sabaku. Powiadali, że on nim niszczy psychikę i jemu się już nie da pomóc - wtrąciła Konan, która bacznie się mi przyglądała, podpierając podbródek na prawej dłoni.
Najwidoczniej mieli trochę więcej oleju w głowie niż ja, hehe. A tak serio, to Sabaku po prostu lubi się bawić w jakieś pierdolone emocjonalne gry psychologiczne.. Naprawdę nic wielkiego. To tylko jego hobby, każdy jakieś ma.
Ciekawe jakby zareagowali na takie słowa...
- Mówię, jest specyficzny. Trzeba znaleźć na niego sposób, który do niego dotrze.
- I ty taki znalazłaś? - mruknął Hidan.
- Nie chwal dnia przed zachodem słońca, mówią - zaśmiałam się. - Póki co nie mam zamiaru rezygnować z pracy, choć popełniam parę błędów.
- Każdemu się zdarza - usłyszałam ciepły głos Ichi.
- Byleby nie za często - odezwała się Konan, która chciała niby zażartować. Domyśliłam się, że jest to cicha aluzja. - Przepraszam, idę do toalety.
- Pójdę z tobą - mruknęła Surebu i wstała od stolika.
- To ja w tym czasie zamówię coś do jedzenia. - Siwowłosy zabrał ze stołu puste butelki po piwach.


Przez cały następny tydzień, chodziłam za Konan. Miałam sesje grupowe z przeróżnymi pacjentami, pomagałam jej w papierkowej robocie, bądź w zamian za Deidarę, który miał urlop, dyżurowałam na korytarzu.
Ze swoją trójką podopiecznych prawie w ogóle się nie widywałam. Tayuya rzadko kiedy chodziła po korytarzu sama z siebie. Mogłam ją jedynie ujrzeć w porze jedzenia, kiedy podążała na stołówkę i posyłała mi nikły uśmieszek. Madary nie zobaczyłam ani razu. Siedział pewnie w swoich czterech ścianach, dusząc się swoją nienawiścią do świata, a w szczególności do mnie. Szczerze powiedziawszy, bałam się naszego następnego spotkania, które miało się odbyć dopiero na wyjeździe. Jeszcze nie obmyśliłam planu, który pomógł mi by w pojednaniu się z Uchihą. Zaś jeżeli chodzi o Sabaku, to dość często czułam na sobie jego wzrok, kiedy to kręcił się po korytarzu. Zazwyczaj jednak siedział gdzieś pod oknem i czytał. Po trzech dniach kompletnie nie zwracałam na niego uwagi.


Kiedy nadszedł dzień mojej a’la wycieczki dla obłąkanych, kompletnie straciłam na nią ochotę. Nie miałam chętki na ponowne użeranie się z Sabaku. Przez ten krótki czas, kiedy się z nimi nie widziałam, żyło mi się naprawdę dobrze. Nie przychodziłam z pracy zmordowana. Załuję, że przez ten tydzień nie było w domu Utakaty. Może gdyby widział mnie w takim stanie, zaakceptowałby w końcu moją robotę.
- Czy to wszyscy? - zapytał kierowca niewielkiego busa, którego wynajął Yahiko.
Łącznie z kierowcą była nas dziewiątka. Oprócz mnie, Hidana oraz Kakuzu, których na moje nieszczęście przydzielił mi szef, było z nami dwóch policjantów: jakaś młoda panienka oraz straszy, łysy pan.
Spojrzałam w tył, aby jeszcze raz upewnić się, czy wszyscy są, choć niemożliwe by było, abym o kimś zapomniała.


Dotarliśmy do rezerwatu, gdzie chciałam ich zabrać. Pierwszy raz byłam tu z ojcem, a było to naprawdę dawno temu. Uwielbiałam to miejsce, chociaż nie było aż nadto nadzwyczajne. Trochę wzgórz, potok, parę niewielkich wodospadów, które głośno hałasowały, rozbijając taflę wody na masywnych głazach. Gdzie nie spojrzeć, to zwierzęta, zazwyczaj ptaki, chociaż i sarny dało się ujrzeć. Niektóre z nich zachowywały się jak daniele w Narze z tym, że jednak nie podchodziły zbyt blisko. Nie uciekały, nie bały się na tyle, aby spieprzać gdzie pieprz rośnie. To było ich terytorium, więc jedynie przyglądały się grupkom ludzi, chodzącym po żwirowych alejkach. O tej porze jednak mało było tu turystów. Pogoda cały czas nie rozpieszczała, a miało być tylko gorzej. Zima nadchodziła nieubłagalnie, każdego ranka dając o sobie znać na szybach samochodów.
- Nie jestem dobrym przewodnikiem, ani biologiem, więc nie będę opowiadać wam tutaj o roślinach. Po prostu zapraszam was na dość długi spacer - powiedziałam, lekko się stresując. Nie lubiłam być odpowiedzialna za takie rzeczy. Zawsze bałam się, że ludziom się nie spodoba i zostanę wyśmiana.
- Jak długi? - usłyszałam zmęczony głos Hidana.
Zyłka na mej skroni niebezpiecznie zapulsowała.
- Około trzech godzin - odpowiedziałam grzecznie. - Ruszamy.
- Jakbym ja drzew i potoku nie widział - sarknął, przechodząc obok mnie i obejmując prowadzenie wraz z Kakuzu. Policja obstawiała tyły, chociaż nie wyglądali oni na jakoś przejętych swoją funkcją. W sumie czym tu się przejmować, oni jedynie musieli tu być. Na tym polegała ich dzisiejsza praca.
- To nie dla ciebie - mruknęłam niewyraźnie, ale przez krótkie spojrzenie siwowłosego zrozumiałam, iż usłyszał.
Zerknęłam na swoich podopiecznych. Madara Uchiha szedł bardziej z tyłu, patrząc jedynie pod nogi i nie zwracając większej uwagi na piękno natury, które miał wokół siebie. Wcisnął dłonie do kieszeni szarych dresowych spodni. Ciemne włosy luźno opadały na białą bluzę. Doszłam do wniosku, że jasne kolory, ani trochę do niego nie pasują i pewnie to ubranie załatwiał mu ktoś ze szpitala, kto kompletnie nie miał z nim styczności. Póki co bałam się jeszcze do niego podejść, porozmawiać, ale wiedziałam, że muszę to w ciągu tej godziny zrobić.
Sabaku również szedł za mną, jednak był niedaleko, jakieś niecałe dwa metry ode mnie po skosie. Na szczęście jego twarz zwrócona była na wielką skałkę wapienną, która porośnięta była małymi karłowatymi sosnami. Przypominały bonsai, które ktoś zostawił same sobie i teraz żyją własnym życiem, próbując urosnąć w górę. Obserwował przyrodę, a kiedy brązowy jastrząb wzbił się w powietrze, podążył za nim wzrokiem, zanim nie zaginął mu w gąszczu drzew. Sprawiał wrażenie jakby właśnie rozmarzał się o wolności, którą ma ptak, a którą jemu zabrano. Kiedy mroźny wiatr zmierzwił jego czerwoną czuprynę, na głowę założył kaptur bordowej bluzy,którą już nie raz na nim widziałam. Idealnie pasowała do jego chłodnej porcelanowej cery.
- Sora…
- Co jest Tayuya? - uśmiechnęłam się ciepło na widok kobiety.
Wyglądała naprawdę pięknie, kiedy go odwzajemniła. Poprawiła swoją szarą czapkę z małymi kocimi uszami. Zaczęłam się zastanawiać, skąd ona taką wzięła, chociaż możliwe, że ktoś z jej dalszej rodziny, kiedyś jej ją przyniósł. Ona mimo wszystko kogoś jeszcze na tym świecie miała.
- Skąd znasz to miejsce? Nie jest to jakiś znany rezerwat - zaczęła.
- Niestety, bądź stety masz racje. Nie jest to Park Narodowy, więc ludzie często pomijają to miejsce, kiedy przyjeżdżają na tę wyżynę. Z jednej strony to nawet dobrze. Można tutaj naprawdę wypocząć, otaczając się niby zwykłą, ale piękną przyrodą.
Rozejrzałam się wokół siebie. Namiastka dzikiej przyrody, gdzie człowiek nie ma prawa ingerować. Zwierzęta, które mogą cieszyć się wolnością. Oprócz szumu liści, słychać szmer lodowatej wody oraz śpiewające ptaki. Prawdziwa harmonia, coś co wyzwala energię. - Fakt, jest pięknie. Uwielbiam takie miejsca. Kocham spokój - roześmiała się. - Więc skąd znasz? - dopytywała się, patrząc na mnie ciekawsko.
Po kolejnym przenikliwym powiewie postawiłam kołnierz swojego ciemno zielonego płaszczu, aby chociaż trochę uchronić goły kark, przed mrozem.
- Zabrał mnie tu kiedyś tata. To było jedno z niewielu razy, kiedy gdzieś z nim wyszłam - przywróciłam do siebie wspomnienia.
- Jeden z niewielu, powiadasz…
Nie podobało mi się jej naciskanie, ale naprawdę nie chciałam zwracać jej uwagi, kiedy już tak się przede mną otworzyła. Za pewne liczyła na to samo z mojej strony, dlatego wchodziła na sferę mojego życia prywatnego. Cóż taka praca, nikt nie mówił, że psychiatra się nie poświęca. Czasem musi zdradzać coś, czego nie chce, aby tylko jego pacjent poczuł się lepiej.
- Mój tata to dobry człowiek, ale swoją miłość okazuje trochę inaczej. W prawdzie w ogóle jej nie okazuje. Robi to tylko wtedy, kiedy jest ona w danym momencie niezbędna, kiedy potrzeba jej, aby przetrwać jakiś trudny okres - wytłumaczyłam powierzchownie, zostawiając szczegóły tej opowieści dla mnie i mojego ojca.
Smutnej historii, która sprawiła, że znalazłam się w tym parku i to była moja druga i przedostatnia wycieczka z mym rodzicielem. Wtedy było inaczej niż dziś. Panowała wakacyjna atmosfera, słońce niemal paliło, kiedy znalazło się na otwartej przestrzeni. Dość dużo ludzi oraz dzieci na żwirkowej alejce, którą właśnie szliśmy. Przyjechali do tego leśnego rezerwatu, aby schronić się przed słońcem. Inne atrakcje tego regionu, niestety były pozbawione tej ochrony. Wszyscy zadowoleni, szli żartując, śmiejąc się do siebie. Dzieci w moim wieku bawiące się w ganianego z radością wymalowaną na twarzy. Tylko nasza dwójka wsłuchana w odgłosy naszych stóp i szumu, który wydawała natura. Cały świat zniknął. Przesłaniała go mgła, która nosiła nazwę śmierci. Mojej matki nie udało uratować się z wypadku.
Ojciec zabrał mnie tu z nadzieją, że będzie mało ludzi i gdzieś w głuchej przyrodzie obydwoje odnajdziemy wewnętrzny spokój i nadzieję. Sama nie wiem czy ją wtedy znalazłam, czy stało się to trochę później.
- Czyli jesteś podobna do swojego ojca - skomentowała to.
- Po czym tak wnioskujesz? - zmrużyłam brwi, nie wiedząc o co się jej rozchodzi.
- My też teraz przeżywamy trudny okres w życiu. Tak samo jak twój tata, zabrałaś nas tu, abyśmy mogli odszukać coś, co gdzieś po drodze zgubiliśmy. By odnaleźć rozwiązanie w naturze, w tym co jedyne prawdziwe i nieśmiertelne - spojrzała w zachmurzone niebo, a ja zapragnęłam ją przytulić. Mocno wyściskać i sprawić by już nigdy nie musiała czuć bólu, by nigdy nie zatraciła się w upiorach ukrytych w swojej psychice.


- Myślę, że po godzinie marszu przyda nam się mały postój - powiedziałam, kiedy znaleźliśmy się na rozwidleniu dróg, gdzie na niewielkim zakolu postawiono kilka drewnianych ławek i stołów.
- Mam nadzieję, że nie jesteście jeszcze głodni - dodałam trochę ciszej. Czułam się jak opiekunka z przedszkola, która zaprowadziła swoich małych podopiecznych do zoo. Trochę żenujące.
Odeszłam kawałek od grupy, stając na niewielkim urwisku, które było zabezpieczone solidnym dębowym płotkiem, aby czasem jakiś pajac nie spadł na dół. Musiałam wziąć kilka porządnych wdechów, uspokajając się przed rozmową z Uchihą. Odwlekałam to w czasie i odwlekałam jak małolata. Ni mogłam już jednak dłużej tego przedłużać. Byłam pewna, że on również nie czuje się dobrze z tym co się stało oraz z tymi cichymi dniami między nami.
- Faktycznie, jest tu całkiem ładnie - usłyszałam beznamiętny głos Gaary, a zaraz ujrzałam go obok siebie. Spoglądał na dół, delikatnie się uśmiechając.
- Tak - przyznałam wydychając powietrze.
- Sora…
- Nie, Gaara. Wystarczy - powiedziałam hardo, poważnie patrząc mu w oczy.
Odpoczynek od niego, dał mi nową siłę. Dał siłę powiedzieć nie. Przeciwstawiać się i wyjść na swoje. Prowadzić leczenie, a nie dochodzenie. Miałam dość bycia zabawką w rękach psychopaty.
- Hidan i Kakuzu nas obserwują, nie rób scen - przymknął delikatnie powieki.
- Co chcesz? - spytałam niechętnie, próbując nie podnosić głosu. Kątem oka zauważyłam, iż faktycznie dwójka lekarzy bacznie się nam przyglądała.
- Porozmawiać i… - zamilkł w połowie zdania, jakby szukał odpowiedniego wyrazu. Zmrużyłam brwi, ponieważ była to dość niezwykła sytuacja. Sabaku zawsze emanował pewnością siebie, kiedy już zabierał głos, to wiedział co mówi i nigdy nie kończył zdania w połowie.
- I? - ponaglałam go.
- I chyba przeprosić - mruknął niewyraźnie, nie urywając jednak kontaktu wzrokowego.
No proszę przerwał w połowie przez swoją dumę, która nie chciała dopuścić do tego, aby jedno z magicznych słów wyszło z jego gardła. Przykre, choć to, że chciał przeprosić było zdumiewające.
- Chyba? - zadrwiłam. - Przyjdź jak zastanowisz się nad chyba. Teraz przepraszam, ale muszę pogadać z Madarą.
Zostawiłam go samego. Przeszłam obok medyków ze spuszczoną głową, nie chcąc zawierać z nimi jakiegokolwiek kontaktu. Sam fakt, że mnie obserwowali był irytujący. Usiadłam obok Uchihy, który zamyślony wpatrywał się w głąb ciemnego bukowego lasu, gdzieniegdzie urozmaiconego przez inne drzewa liściaste bądź iglaste. Łokieć oparł na blacie masywnego stołu, a dłonią podbierał brodę, wyglądając na bardzo zmęczonego.   - Nie wiem co powiedzieć - odezwałam się po dłuższej chwili. Kompletnie nie tak to miało wyglądać. Przez cały czas, kiedy jechaliśmy w to miejsce snułam w myślach scenariusz tej rozmowy. Miałam wszystko genialnie zaplanowane, co powiem, jak to powiem, kiedy zrobię przerwę. Plan A, plan B i w razie wypadku jeszcze plan C. A kiedy usiadłam obok niego i rozmowa faktycznie miała się zacząć, odjęło mi mowę. Nie mogłam wykrztusić z siebie nawet słowa, nawet litery z tego jakże genialnego scenariusza, który cały czas tkwił w mojej głowie.
- Ja też nie - mruknął ociężale, nadal wpatrując się w ten sam punkt.
- Madara to moja wina, przepraszam.
- Pewnych spraw się nie porusza, nieprawdaż?
- Oj tak. Naprawdę przepraszam - powtórzyłam ze skruchą.
- Hmpf.
Między nami znów nastała cisza. Słyszałam jedynie śmiech Hidana i warczenie Kakuzu. Za pewne mężczyzna również nie przepadał za siwym. Niestety musiał się z nim teraz tu męczyć. Biedaczek.
- Czy wszystko w porządku? - zapytałam jeszcze, aby jakoś ciągnąć tą rozmowę.
- Tak, ale nie chcę teraz z tobą rozmawiać, wybacz - odezwał się oziębłym głosem, chociaż raz zaszczycając mnie jedynym spojrzeniem. Poczułam się trochę jakbym dostała w twarz, ale jedynie kiwnęłam głową wymuszając delikatny uśmiech na mej twarzy i odeszłam.


Po dziesięciominutowej przerwie ruszyliśmy dalej w trasę, wybierając ścieżkę, która zajmie nam jedynie półtorej a nie dwie godziny. Było już południe, a na osiemnastą powinniśmy być w Akatsuki.
- Nadal masz zamiar mnie zbywać? - zapytał Sabaku, kiedy zwolniłam trochę tępa i znalazłam się przy nim. Uśmiechnęłam się niechętnie, nawet na niego nie zwracając większej uwagi.
- Mów. Tylko nie daj mi już żadnych złotych rad, Gaara.
- Złotych rad? - zmrużył oczy.
- Taki inteligenty, a się nie domyśla? - prychnęłam z ironią.
Chwile potrwało, zanim się odezwał. Ściągnął z głowy kaptur i przeszył mnie swoim niby obojętnym spojrzeniem.
- Chodzi o Madarę? - zgadnął.
Kiwnęłam potakująco głową, jednocześnie wciskając dłonie do kieszeni płaszcza. Właśnie wyprzedziło nas dwóch policjantów. Lekko uśmiechnęłam się do młodej kobiety, dając jej znać, że wszystko w porządku i mogą iśc. Mężczyzna przez chwilę bacznie obserwował Gaare, wzruszył ramionami i podążył dalej, zaczynając rozmowę ze swoją partnerką. Zostaliśmy na szarym końcu.
Spojrzałam w dal, aby zbadać sytuację. Kakuzu trzymał się na samym przodzie. Zaraz za nim szedł Madara z Tayuyą, którzy ku mojemu zaskoczeniu chyba ze sobą rozmawiali. Następnie zauważyłam Hidana, który co chwila kopał co mu się tylko napatoczyło pod nogami.
- Spytałaś?
- A jak ci się wydaje, geniuszu? - ponowni użyłam sarkazmu.
- Chyba nie powinnaś zachowywać się tak względem pacjenta - usłyszałam stłumiony śmiech. Policzyłam do dziesięciu, aby nie wybuchnąć i wzięłam parę głębszych oddechów. Gaara splótł ręce na klatce piersiowej oczekując mojej reakcji. Kiedy spojrzałam na niego ze spokojem wymalowanym na twarzy, chyba nieco się zawiódł.
- Zmień taktykę, bo ta już nie działa - na mojej twarzy wymalował się sztuczny uśmiech. Zaraz po tym usłyszałam trochę głośniejszy śmiech mojego rozmówcy.
- No proszę - skomentował. - Więc się mnie posłuchałaś. Lepiej, żeby nikt nie wiedział, że to twój podopieczny podsunął ci taki pomysł.
- Co ty nie powiesz, Gaara? Zresztą… O czym chciałeś gadać? - zmieniłam temat.
Naprawdę relacje moje i Madary, powinien zostawić w świętym spokoju. Spytałam, bo i mnie samą ciekawiło, dlaczego Uchiha aż tak drastycznie reaguje na wspomnienia o swojej rodzinie, tym bardziej, kiedy dwóch krewniaków pracuje w placówce i niekiedy może ich ujrzeć na korytarzu, czy gdziekolwiek indziej. Z jednym członkiem rodziny Uchiha znałam się bardzo dobrze. Właśnie, dlaczego do tej pory nie porozmawiałam z Sasuke o Madarze? Mogłam od niego uzyskać naprawdę cenne informację. Z drugiej strony dla młodego Uchiha mógłby być to również niezbyt przyjemny temat, albo nawet tabu, o którym nie chciał rozmawiać. Niekażdy traktuje choroby psychiczne na równi z tymi cielysnymi.
- Właśnie o tym - rzekł.
- O Madarze? Nie rozumiem, dlaczego cię to obchodzi, Gaara.
- Zrobił ci coś? - zapytał prosto z mostu.
- Co…
- Zrobił czy nie?
- Nie… nie. - zawahałam się. Była to prawda, nie licząc tego dość dużego siniaka na ramieniu. Zresztą Sabaku nie był moim ojcem.
- To miałaś niesamowite szczęście. Jednemu gościowi ponoć połamał rękę.
Nie wierzyłam w to, co usłyszałam. Ten skurwysyn podpuszczał mnie, chociaż wiedział, że może mi się coś naprawdę stać. Zupełnie nie interesowało go czyjeś zdrowie, tylko jakieś własne pobudki. Nawet nie wiadomo było, o co konkretnie mu chodziło. Czułam jak cała wrze ze złości. Mocno złapałam go za rękaw bluzy, tym samym zmuszając go, aby na chwile przystanął.
- Co ty sobie wyobrażasz, sku… - warknęłam, nie dokańczając ostatniego bluźnierstwa. Wystarczył jeszcze jeden jakiś zły impuls, aby cała wiązanka, którą przygotowałam specjalnie dla niego ujrzała światło dzienne.
Poczułam jak kładzie dłoń na mojej ręce, delikatnie uwalniając się z mojego uścisku. Nie miałam zamiaru się z nim siłować, bo zapewne i tak bym nie miała szans z byłym oficerem. Jeszcze przez chwile przytrzymał moją dłoń.
- Nic. Wiedziałem, że nic ci nie zrobi, Sora.
- Niby skąd? Kurwa, Bogiem nie jesteś. Jasnowidzem też nie - nadal nie potrafiłam opanować swojego oddechu.
- Nawiązałaś z nami wszystkimi o wiele lepszy kontakt niż inni. Poza tym… - zawahał się.
- Mów - nakazałam. Naprawdę chciałam uwierzyć w to, iż był świecie przekonany, że nie stanie mi się większa krzywda.
- Ktoś… Sporo wiem o nim od kogoś. Zresztą, nieważne. Zapomnij - mówił pochmurnym głosem, jakby same wspomnienia go bolały. Zaczęłam się domyślać, kto był ową osobą. - Jednak i tak chciałem przeprosić za to. I za chyba jeszcze parę innych rzeczy - biła od niego prawdziwa skrucha. Omijał mój wzrok, spoglądając gdzieś w bok.
- Parę innych? Gaara albo przepraszasz, albo nie. Nie ma chyba.
- Przepraszam - spojrzał na mnie,  wymuszając na mojej twarzy delikatny uśmiech.
Zaczęliśmy iść, aby pozostali nie denerwowali się naszym nagłym zniknięciem, najbardziej mając na uwadze dwójkę lekarzy. Poczułam kilka kropel deszczu, które spadły mi na głowę. W tym samym momencie spojrzeliśmy z Sabaku w osłonięte szarymi, gęstymi chmurami niebo.
- Chyba musimy się trochę pośpieszyć - skomentował.
- Taa - przytaknęłam. - Gaara…
Zerknął na mnie pytająco.
- Tą osobą była Matsuri, prawda?
- Tak. Skąd o tym wiesz?
Jego ton głosu ponownie był przeszywająco zimny, odrzucający. Znów założył kaptur, aby chociaż w minimalnym stopniu uchronić się od delikatnej mżawki. Chyba nie był z cukru?
- Trochę poszpiegowałam na ten temat - przyznałam się, trochę wstydząc się swoje wścibstwa. Mimo że to nie była żadna tajna sprawa - wszystko było podane na tacy w internecie, to jednak ingerowałam w czyjeś życie.
- Na temat zabójstwa?
Kiwnęłam głową.
- I co o tym wszystkim myślisz?
- Chciałabym usłyszeć jeszcze twoją wersję, Gaara.
Przymknął powieki i zamilkł.



Tak bardzo bym chciała przeprosić za ten rozdział. Miałam wenę, wiedziałam co chcę napisać, ale nie potrafiłam jakoś tego ubrać w ładne słowa. Co chwila jakieś literówki, jakieś powtórzenia, no mordowałam się z tym niemiłosiernie. Cóż, mam nadzieję, że po tej jednej wpadce, mnie nie opuścicie.

W Lipcu rozdziału nie będzie. Przez lipiec odpoczywam, szukam inspiracji i nadrabiam wasze opowiadanka. Znaczy w sumie większość nadrobiłam, ale muszę napisać jakieś ładne komentarze.

Chcę was też serdecznie zaprosić na nowe FF o Kuroko no Basket:

P.s. Płaczę po obejrzeniu Tokyo Ghoul.
P.s. Dziękuję za nominację na Świat Narutomanii do bloga miesiąca. Jednakże uważam, że są blogi, które bardziej zasługują na takie wyróżnienie.

Cóż, życzę udanych wakacji, tym którzy je mają :3
Sayonara.

15 komentarzy:

  1. Przez cały rozdział cisnęło mnie na to, że Gaara pocałuje Sorę. Pocałuje ją kiedyś? XD Powiedz, że tak. :D
    No szczególnie ta końcówka, jak złapała go za bluzę.
    Ej dobra, bo jest trzecia, a ja pierdolnę zaraz jakimś gównokomentarzem. NO JAK MOŻESZ KAZAĆ CZEKAĆ TYLE NA ROZDZIAŁ?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś może. XD
      Ty dajesz gównokomentarz, ja gównorozdział. Jest remis xd

      Usuń
  2. Rozdział nie jest rewelacyjny, wypadł gorzej od poprzednich... Ale wciąz interesująco. Sądząc po końcówce możemy spodziewać się, że Gaara ujawni w końcu swoja wersję. Wygląda na to, że Sora wzbudziła jego zaufanie. Szkoda, że nie możemy liczyć na scene z jego perspektywy :P Czekam na next, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha no dokłądnie. Rewelacyjny nie jest, ale chyba zawsze jest jeden taki rozdział, który wypada kijowo.

      Usuń
  3. No coraz ciekawiej się robi a Gaara jest seksowny jak cholera ;) Czekam z niecierpliwością :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Więc Twój detektyw nie ma pomysłu. Może po piątce ruszy dalej ze śledztwem xd Ogólnie - lubię ten rozdział. Jest taki... normalny. To znaczy - bez żadnych wskoków naszego tria "chorych".
    I jeszcze kilka razy się zaśmiałem. Najbardziej przy tym Stalinie :3
    I właśnie Tokyo Ghoul...
    JA PIERDOLE
    Ta ostatnia scena. Boże... Jak ostatnia scena z walki Sasu i Ity. Same feelsy... Feelsy ukazane za pomocą gestów i muzyki. To jest, kurwa, to. To Ayo kocha, wielbi, ubóstwia. Nienawidziłem tego anime. Jak widziałem ile zmienili z mangi, to odechciało mi się jej czytać. Skończyłem na 52 rozdziale. Ale tą ostatnią sceną zyskali moje rozgrzeszenie i mogę śmiało powiedzieć, że jest to jedno z najlepszych zakończeń.
    No, to ja czekam na nexta, wenki życzę i zajebistych wakacji~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To taki wiesz cichy rozdział. Cisza przed burzą i takie tam xD
      Ja najpierw obejrzałam anime, a teraz czytam mange. Stwierdziłam, że raz sobie kupie jakąś. XD
      Ha, dziękuję i wzajemnie. :3

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej, wybacz ze dopiero teraz komentuje ale jak dobrze wiesz tonę w zaległościach. Nie powiem świetny prezent na urodziny dostałam, rozdział u Neko!!!
    Nie wiem który rozdział u ciebie ostatni komentowałam, ale postaram się tak ogólnie wyrazić opinie. Pisze na telefonie, wiec wybacz za długość i jakość komentarza.
    Gaara, hmm tak myślałam że coś z nim nie tak, że jest nadzbyt normalny jak na taką placówkę. Zaczyna się dziać. Orochimaru, Matsuri, Akatsuki. Jestem totalnie na tak. Zaczyna robić się ciekawie.
    Madara Uchiha, zaczynam go nawet lubić. Ciekawe, czemu tak nie nawidzi swojej rodziny. Tayuya, trochę mi jej żal,nawet bardzo. Sora, coś podejrzewa, ale nikt wokół jej nie wierzy, mam nadzieje ze się nie podda i będzie chciała doszukać się prawdy.
    Coraz bardziej wciąga mnie to opowiadanie, he więcej. Czekam z niecierpliwością na nastepny rozdział, pod którym dostaniesz bardziej sensowny, dłuższy i ciekawszy komentarz. Obiecuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahha a ja dopiero teraz odpisuje. XD
      Ja Madarę generalnie zaczęłam lubić jakoś. Cieszę się, że ci się podoba to opowiadanko :3 Mi też w sumie się podoba.

      Usuń
  8. Nie będę się rozpisywać bo twoje opowiadanie pokradło mi słowa.
    Jest wyjątkowe, niesamowite i poruszające. Przekazujesz w nim jakąś tajemniczą i niesamowitą atmosferę, kiedy to czytam tonę w świecie Akatsuki. Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ♥♥♥♥♥♥
      Aaaa jestem naprawdę zadowolona, ponieważ właśnie tak chciałam, żeby była taka nutka tajemniczości.
      Dziękuję serdecznie za poświęcenie wolnego czasu, na przeczytanie.

      Usuń
  9. Przeczytałam prolog - nie spodobał mi się. Cholernie. Ale moja ciekawość kazała mi sięgnąć po pierwszy rozdział. Czasem coś co mi się jawnie nie podoba jest lepsze od tak zwanych flaków z olejem...
    I tak też było tym razem. Po dorwaniu do końca pierwszego rozdziału (z każdym słowem szło coraz łatwiej) miałam ochotę na więcej i więcej. Co za tym idzie, pozostałe 3 rozdziały przeczytałam wczoraj, za jednym zamachem. I wiesz co?
    Ja dalej chcę więcej!
    Sora ma świetny charakter. Nie jest idealna, nie rozwala systemu. Ja zawsze miałam problem z kreowaniem naturalnych bohaterów...
    A członkowie Akatsuki? Tacy jak powinni być. Może momentami wydawało mi się, że przesadzają, ale czy w życiu też tak nie jest? Ludzie nas często zaskakują swoim zachowaniem.
    Natomiast hasłem: " - Saso, wiem, żeś rudy, ale czasem się hamuj ze swoim inwalidztwem." kupiłaś mnie do reszty :D Ja rozumiem, że opowiadanie wymaga powagi i tak dalej, ale ta scena i ten tekst również pasują. Niestety, lubię takie "lżejsze" klimaty, co nie zmienia faktu, że pomysł ze szpitalem psychiatrycznym jest rewelacyjny!
    No dobra. Ogólnie to... Po prostu czekam na więcej. I mam nadzieję, że to "więcej" wkrótce się pojawi.
    Weny, weny, weny ;)
    ~Ahiru

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała
Mayako
Głęboki Off