24 maj 2015

san


Wiele potrzeba aby móc ofiarować,
aby prosić o pomoc, by być sobą
aby poznać i kochać to, z czym żyjesz
~ Damien Rice





Siedziałam w ciszy, czekając na jakąkolwiek reakcję mojego szefa. Ten od niechcenie przeglądał pliki papierów, co chwila odkładając jakiś na bok. W międzyczasie popijał niedobrą kawę z automatu, za każdym razem krzywiąc się, kiedy kubki smakowe wyczuwały gorzką i tanią, niby małą czarną. Wpatrywałam się od ponad pięciu minut w tą gęstą rudą czuprynę, coraz bardziej się niecierpliwiąc. Wiedziałam, że moja propozycja potrzebowała chwili na przemyślenie, ale on nawet nie odezwał się słowem.
Westchnęłam cichutko. Mimo wszystko nie chciałam zwracać na siebie uwagi. Czułam zbyt duży respekt do pana doktora Niewo, właściciela Akatsuki. Wprawdzie najchętniej bym stamtąd uciekła, ponieważ sama jego obecność była okrutnie przytłaczająca, a nawet męcząca.
Jest na mnie zły?
Chyba tak.
Nie… Nie, dlaczego ma być zły.
Nie ma powodu.
Ale, kurde, chyba jest zły.
Nie powinnam była się o to pytać.
Czemu nie mogę siedzieć cicho?!
Kurwa jest zły…
A może nie…
Moje myśli biły się ze sobą na okrągło, kiedy Yahiko delikatnym ruchem dłoni właśnie odkładał kolejny dokument na jeden z trzech stosików..
- Wybacz, musiałem to skończyć - mruknął, szukając wzrokiem swojego plastikowego kubka z kawą. Po chwili miał go już w dłoni. Dokończył niedobry napój, po czym cisnął pozostałym śmieciem do kosza. Trafił. - Ta kawa jest ohydna. Musimy to zmienić - powiedział do siebie.
Milczałam. Spojrzał na mnie i westchnął. Jego mina nie mówiła nic dobrego. Zmarszczone brwi, beznamiętne spojrzenie i usta zaciśnięte w cienką kreskę. Niemal już słyszałam słowo nie.
- Wyjście dla Gaary, Madary i Tayuyi, tak? - spytał jakby nie dosłyszał.
- Tak - kiwnęłam głową.
- To raczej nie jest możliwe - stwierdził, odwracając wzrok w stronę okna, które było po prawej. Podążyłam za nim. Paskudna pogoda. Deszcz, wiatr do tego cholernie zimno. Nie chciało się żyć, a tym bardziej pracować.
- Dlaczego? Uważam, że…
- Ja też tak uważam - przerwał mi, po czym westchnął. Nie był zły. - O ile z Tayuyą nie byłoby żadnego problemu, to z Madarą i Gaarą, tak. Madara jest nieobliczalny i łatwo wpada w szał, jak już chyba zdążyłaś zauważyć. - popatrzył na mnie, podnosząc jedną brew do góry.
Tak, tak. Moje pierwsze spotkanie nie było za dobre i jak widzę wszyscy już o tym wiedzieli, co nie napawało mnie optymizmem. Zawsze denerwowały mnie samoistnie rozchodzące się wieści, które były dodatkowo koloryzowane, aby nadać im trochę smaczku czy pikanterii. Niestety plotki były dosłownie wszędzie, i nie, nie tylko kobiety je roznosiły. W poprzedniej pracy utwierdziłam się w przekonaniu, że faceci o wiele bardziej lubią sobie posprzedawać ciekawe, często fałszywe informacje niżeli kobiety. Ciekawe, kto tutaj doniósł o tym nieprzyjemnym fakcie szefowi?
- Tak, ale…
- Co do Gaary - przerwał mi drugi raz, przez co żyłka na mej skroni niebezpiecznie zapulsowała.
Rozumiem - był szefem, ale nie musiał być chamem, ignorantem, gburem i tak dalej. Starałam się jak mogłam, aby nie zauważył mojego poddenerwowania. Raczej nie pomogłoby to zdobyć jego zgody na wyjście, na czym naprawdę mi zależało.
Sama nie wiem czemu. Naprawdę nie miałam pojęcia, dlaczego tak bardzo zaczęło mi zależeć na wyjściu z moimi podopiecznymi poza terytorium ośrodka. Czyżby to były moje osobiste pobudki?
- Tu problem jest większy. Gaara jest na dobrą sprawę przestępcą. Do niego potrzebna jest ochrona. Dokładniej chodzi mi o policję.
- Rozumiem, jednak gdybym tę sprawę załatwiła? - powiedziałam jak najszybciej mogłam, aby Yahiko nie mógł mi przerwać, bo tym razem pewnie bym zwróciła mu uwagę.
- Gdybyś załatwiła - złapał się za brodę. Była zupełnie gładka, pewnie dziś rano się golił. Zdałam sobie sprawę, że nie potrafię sobie go wyobrazić z brodą. - Umówmy się tak, jeżeli załatwisz dla niego ochronę, wtedy wrócimy do tematu.
- Rozumiem - przytaknęłam. Tak, to był koniec rozmowy i naprawdę wolałam tego nie przedłużać. Dlatego powoli zaczęłam wstawać.
- Wątpię, że ci się uda - dodał, kiedy byłam już obok drzwi i chwytałam za klamkę. Pozytywnie nastawiony człowiek.
- Będę się starać. - Uśmiechnęłam się ciepło i wyszłam.


- Opowiem ci - powiedziała po dłuższej ciszy.
- Nie musisz.
- Ale chcę. Wiem, że to mi pomoże - wyznała, a ja lekko rozdziawiłam usta.
Takie wyznanie od pacjenta to naprawdę coś niesamowitego. Mały sukces, jej i mój. Teraz byłam pewna, że ta dziewczyna mi ufa. Na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, który nie był zamierzany. Zaraz zauważyłam jak kąciki ust czerwonowłosej minimalnie podnoszą się do góry.
- Heh, nie wiem od czego zacząć - mruknęła niepewnie po chwili.
Siedziałam cicho, dając jej czas na zebranie myśli.
- Wiesz. Ja po prostu nie rozumiem, dlaczego to on umarł, a nie ja - powiedziała po dłuższej chwili. Miała spokojny głos, który nie wyrażał żadnych, ale to żadnych emocji. Nie udawała.  - To on prowadził - mruknęła tak cicho, że nie byłam pewna, czy aby na pewno dobrze zrozumiałam.
- Wypadek samochodowy.
Ruszyła delikatnie głową, aby potwierdzić moje myśli. Cały czas bacznie ją obserwowałam - jej oddech, ruchy, mimikę. Nie chciałam doprowadzić do czegoś, co mogłoby jej zaszkodzić.
- Powiedz mi Sora, bo ty się na tym trochę znasz. Czy człowiek w takich chwilach jak wypadek nie myśli o sobie? To wszystko powinno potoczyć się inaczej.
Westchnęłam. Miała na myśli automatyczne reakcje ludzkie.
- Tak. W czasie zagrożenia, kiedy nie jesteśmy w stanie podejmować decyzji, nasz mózg działa automatycznie. Tak jest też w czasie wypadku. Gdy już wiemy, że do kolizji dojdzie i zostały do niej sekundy, podejmujemy działania, które mają ochronić nas, a nie innych. Mimo wszystko ludzie z natury są egoistami - wytłumaczyłam, przypominając sobie jeden z wykładów na temat automatycznych reakcji naszego organizmu na różne bodźce.
- Czy on był w stanie o mnie wtedy pomyśleć? - usłyszałam, jak pod koniec zdania nie potrafiła zapanować nad głosem. Mimo że to było jedynie chwilowe załamanie tonacji, to dobrze wiedziałam na jaki grunt wchodzę.
Nie, nie był w stanie.
- Możliwe, że był. Zadziałał impuls, którym byłaś ty - skłamałam.

Siedziałyśmy w mało znanej naleśnikarni, która działała dopiero od niecałych czterech miesięcy. Wybrałyśmy się tam, aby sprawdzić nową jadłodajnie oraz dlatego, że było całkiem tanio, a obydwie wiecznie oszczędzałyśmy. Poza tym to miało być małe, kameralne spotkanie na lunch, podczas którego miałyśmy obgadać parę mniej ważnych spraw.
Wraz z Shiokami, moją starą dobrą kumpelą jeszcze z czasów gimnazjum, usiadłyśmy w przytulnym kąciku przy oknie na niebieskich kanapach. Cała ta a’la restauracja była pomalowana w pastelowych odcieniach zieleni i błękitnego, a gdzieniegdzie przyozdabiały ją fioletowe pierdółki, takie jak świeczki czy kwiaty. Wszystko było estetyczne i zaplanowane. Oprócz nas restauracja miała jeszcze trzech klientów: starszego mężczyznę w szarym prążkowanym garniturze oraz młodą licealną parę.
Zamówiłam sobie naleśnika ze szpinakiem, mięsem i warzywami. Nie miałam ochoty na słodkie, czego nie mogłam powiedzieć o Shi, fanatyczce słodyczy, która już po dziesięciu minutach zabrała się za jedzenie swojego placka z nutellą, bananem oraz bitą śmietaną. Zawsze uważałam, że jej imię powinno być synonimem słowa cukier.
Poznałyśmy się w gimnazjum w bardzo zwykły sposób. Była moją koleżanką z ławki podczas lekcji matematyki, polskiego oraz historii. W pierwszej klasie bardzo mało rozmawiałyśmy i to nie dlatego, że nie chciałyśmy. Shiokami po prostu unikała szkoły jak ognia, siedząc w czasie lekcji w pobliskich parkach lub opuszczonych domkach. Mimo swojej niskiej frekwencji, w szkole radziła sobie całkiem nieźle. Jej studenckie życie skończyło się pod koniec pierwszej klasy, kiedy to o mało nie zdała. Naprawdę śmieszna sytuacja, aby nie zdać ze wszystkimi ocenami powyżej trójki.
W drugiej klasie nie opuściła ani dnia, ale również mało się odzywałyśmy. Tyle co na lekcji zamieniłyśmy parę słów, a kiedy zadzwonił dzwonek pakowała szybko swoje rzeczy i niemal biegem ruszała w stronę sali gimnastycznej, gdzie spotykała się ze swoją grupką. Nasza przyjaźń zaczęła się w trzeciej klasie, rozkwitnęła w liceum, trwa do dziś.
Shiokami Naya Yamana bo tak brzmi jej pełne imię i nazwisko to osoba niesamowicie radosna, o naprawdę dobrym sercu, jeżeli się ją bliżej pozna. Ci którzy jednak nie mieli z nią kontaktów, śmiali myśleć, że jest wredną suką. Cóż stwarza takie pozory po dziś dzień. W prawdzie sama nie wiem czemu, przecież na jej twarzy niemal zawsze gości uśmiech.
- Jak tam z Utakatą? - zapytała, kiedy przełknęła kolejny kawałek naleśnika.
- Całkiem w porządku - odpowiedziałam trochę na odczep się, bo to nie o tym chciałam z nią rozmawiać. - Powiedz mi… Jesteś z policji, więc powinnaś wiedzieć, a Sasuke raczej mało mi pomoże. Jeżeli chcę załatwić ochronę dla zabójcy na wyjście, to gdzie? - zapytałam prosto z mostu.
Zmarszczyła brwi, patrząc na mnie z rozbawieniem.
- To równanie zupełnie mi się nie układa. Ty, zabójca, ochrona i wyjście. Rodzą mi się pytania: Po co? Kto? Jakie wyjście? Skąd? I czy masz może gorączkę? To ostatnie jest najważniejsze - rzuciła ironicznie jakby myślała, że zaraz powiem, iż to był tylko taki nieśmieszny żart.
- Mówię poważnie - powiedziałam twardo.
- Czyli gorączki nie masz - skwitowała. - A może zwariowałaś od tego siedzenia w tym…
- Shi, nie przeginaj - syknęłam.
- Dobra, już dobra - zaśmiała się. - To odpowiedz mi na tamte trzy czy tam cztery pytania, które ci zadałam.
- Chodzi o wyjście poza teren ośrodka psychiatrycznego dla trzech moich podopiecznych, tylko z jednym jest mały problem - westchnęłam. - Mianowicie chodzi o Gaarę Sabaku, znasz?
Odłożyła sztućce na bok. Upiła łyk malinowej herbaty.
- Osobiście nie. Jednakże w policji jego osoba jest bardzo kontrowersyjna… - urwała, aby się chwile zastanowić. Gładziła ręką swój podbródek. - Nie, to złe słowo. Gaara Sabaku to taki trochę temat tabu. Lepiej nie mówić jego nazwiska wśród jego byłych kolegów oficerów, bo jak wiesz…
- Wiem, był oficerem - przerwałam jej, ale zaraz potem umilkłam.
- Jest teraz twoim podopiecznym?
Kiwnęłam głową.
- Powinnaś więc uważać. Słyszałam parę różnych plotek na jego temat, niektóre dobre, niektóre złe, jednak każdy zgadza się z tym, że jest to bardzo chłodny człowiek.
- A są takie, które mówią, że jednak nie jest… Nie jest wariatem?
Użyłam określenia wariat z pełną świadomością tego. Nie wymsknęło mi się, nie byłam pijana. Określiłam Gaarę wariatem, ponieważ już dobrze wiedziałam, iż nie wierzę w jego chorobę psychiczną. Dlatego też nie był on dla mnie pacjentem czy chorym. Mógłbyć jedynie wariatem, takim wariatem jakimi są psychopaci, socjopaci i inni dziwni ludzie z dziwnie źle poskładaną psychiką. Ze złem wrodzonym, którego nie da się wyleczyć.
- Są i takie, ale Sora nie pakuj się w kłopoty na własne życzenie - przestrzegła mnie, a w jej czarnych jak węgiel oczach ujrzałam dziwną iskrę niepokoju. Iskrę, którą u niej zobaczyć można równie często jak kometę Halley’a.
- To tylko czysta teoria - rzuciłam pogodnym głosem.
- Teoria, która została sprawdzona przez naprawdę lepszy od ciebie zespół lekarski. Fakty są takie, że Sabaku jest mordercą…
- Zabójcą - mruknęłam.
- Co to za różnica? - lekko podniosła głos, ponownie marszcząc brwi.
- Nieważne, przepraszam.
Czasem naprawdę powinnam mocno się ugryźć w język. Na tyle mocno, aby ból sprawił, że zapomnę choć na chwilę o chłodnym panie Sabaku.
- Jest zabójcą, który jest chory psychicznie i nadal jest niebezpieczny. Ty masz go leczyć i sprawić, że być może kiedyś będzie mógł odsiadywać swój wyrok w więzieniu i za bodajże dwadzieścia pięć lat wyjdzie na wolność ze skruchą w sercu. To jest twoje zadanie Sora, a nie jakieś teorie spiskowe - rzuciła zimno, ponownie zabierając się za swojego naleśnika.
- Dwadzieścia pięć lat? Nie powinno być dożywocie? Był przecież policjantem  - zapytałam zdziwiona, rzadko kiedy słyszę taką karę.
- Sprawa trochę trudna. Gdyby nie był chory pewnie skazali by go na dożywocie. Jednak jego choroba trochę mu pomogła, w końcu nie do końca wiedział, co robił. Szczęście w nieszczęściu. Więc jeżeli chcesz mu pomóc…
- Wyleczę go, to moja robota. Zeszłyśmy jednak na trochę inny temat, Shi. Skoro jesteśmy już z powrotem przy leczeniu. To wyjście jest mi właśnie po to potrzebne.
Zjadłam ostatni kawałek swojego naleśnika. Zdałam sobie sprawę z tego, jak cholernie był smaczny, dlatego już wiedziałam, gdzie zabiorę Utakatę w następny weekend. Tanio, smacznie i chyba zdrowo, a do tego mało ludzi.
- Zobaczę co da się zrobić w tej sprawie.


Przerwa dla naszej trójki oraz paru innych pracowników miała za dokładnie dziesięć minut dobiec końca. Nie lubiłam dań serwowanych w takich miejscach, dlatego jadłam wcześniej przygotowany przez siebie ryż z kurczakiem.
- Orochimaru też wpierdalał zawsze kurczaka - mruknął znudzonym głosem Hidan.
Siwowłosy siedział obok mnie z już dawno pustym talerzem, co chwila stukając opuszkami swoich kościstych palców o stół. Na przeciwko nas był Deidara, który właśnie kończył jeść schabowego. Po jego minie było widać, że jest wyjątkowo niesmaczny.
- Mógłbyś się czasem wyrażać - skomentował blondyn. Odłożył ostatni kawałek mięsa na talerz.
- Orochimaru? - zapytałam.
- Ta, nie wiesz? - sarknął Hidan, wpatrując się w mnie jak na głupią. Chwilę mierzyłam się z nim wzrokiem, wyczekując jakichś dalszych wyjaśnień, jednak po chwili skapitulowałam. Tym razem moim obrazem był Dei.
- To ten, którego zabił Gaara, ta? - wiedziałam to, ale czekałam na jakieś dokładniejsze informacje.
- Dokładnie ten.
Spojrzałam na zegar. Za sześć minut miałam spotkanie z Madarą.
- Jaki on był? - zapytałam, bo przecież sami z siebie nigdy by mi nie powiedzieli.
Zerknęli na siebie, wymieniając w tym samym czasie krótkie uśmiechy. Musiałam poczekać chwilę, zanim Douhito zapragnął mi odpowiedzieć.
- Skomplikowany. To jedyne słowo, które go określało. Trzeba by było go spotkać, opisać się nie da.
Deidara wstał z krzesła. Zabierając swój talerz ze stołu, obdarzył mnie przenikliwym, trochę podejrzliwym spojrzeniem. Również i Hidan poszedł w ślady blondyna. Czułam ich wzrok na sobie, ale to z blondynem utrzymywałam kontakt. Kiwnęłam głową.
- Ale to ci chyba nie ułatwi rozmów z Gaarą, prawda? - uśmiechnął się przyjaźnie.
- Nie. Jestem po prostu ciekawską osobą, przepraszam - jęknęłam przyciszonym głosem.
- Nie masz za co - blondyn odwrócił się, a Hidan odszedł. - A i jeszcze jedno - mówił odwrócony, kiedy siwowłosego już przy nas nie było. - W następny czwartek, ten za tydzień, idziemy z Sasorim i Konan do pubu, jak chcesz iść, to daj znać - wymruczał i odszedł, nawet nie zerkając w moją stronę.
Uśmiechnęłam się sama do siebie. Zrobiło mi się niezmiernie miło, kiedy usłyszałam to zaproszenie, ponieważ nie sądziłam, że będę utrzymywać inne niż formalne kontakty z Akatsuki. Raczej stanowili dla mnie odrębną grupę, która nikogo nie wpuszcza głębiej do swoich szeregów. Taka zamknięta sekta, która przyciąga ludzi mojego pokroju swoją tajemniczością. Jednakże uśmiech zszedł mi z twarzy wraz z przyjściem bardziej pochmurnych myśli. Dogadywałam się z Deidarą naprawdę dobrze, czułam się swobodnie w jego towarzystwie, ponad to czułam że jest to obustronne. Gorzej miało się z Sasorim, z którym zamieniłam może z kilka zdań, a jeszcze gorzej z Konan, która była jedynie moją przełożoną, nikim więcej. Nie byłam pewna, czy ta dwójka chciałaby mnie widzieć.
Zegar wskazywał godzinę trzynastą. Wyszłam ze stołówki.


           Biała wieża ruszyła się w pionie o trzy pola, mając po lewej swój cel – czarnego króla. Ten jednak nie zamierzał przegrywać, więc ruszył się o oczko na lewy skos, tym samym zbijając wrogiego mu konia. Król znów był bezpieczny, jednak nie na długo, bo zaraz biała dama szybko pośpieszyła z pomocą ówcześnie atakującej wieży. Teraz wódz nie miał wyboru. Znał dobrze wynik, ale zawsze mógł wybrać: skapitulować czy walczyć?
- Szach – mruknęłam, nie za bardzo zwracając uwagę na planszę. Całe moje spojrzenie było skoncentrowane na przeciwniku, który zachował się jak Spartanin. Ruszył królem o oczko w tył, aby po chwili biała dama mogła go przewrócić.
- Mat – dokończyłam.
Brunet zmarszczył czoło, jeszcze bardziej się postarzając. Powoli zaczęłam zbierać pionki, dając tym samym Madarze chwilę na odetchnięcie po przegranej. Pomysł z szachami zaczerpnęłam z jednego filmu psychologicznego, którego tytułu nie pamiętałam, jednakże wiedziałam, że był australijskiej produkcji. Oglądałam go na przełomie gimnazjum i liceum, a scena z grą pomiędzy pacjentem chorym na schizofrenię, a opiekunem była jedyną, która zapadła mi w pamięci. Za pewne przez to, że po tym wydarzeniu, obłąkany, jakby różdżką odjął, stał się normalnym człowiekiem. Film mało realistyczny i generalnie trochę kiczowaty, był nawet nominowany do złotych malin, dlatego zna go tylko garstka osób.
- Pomogę ci – usłyszałam nagle dość ciepły ton głosu mojego podopiecznego.
Delikatny uśmiech wypełzł na moją twarz, jednak nie odwróciłam wzroku od pionków i planszy. Patrzyłam na jego palce, jak zgrabnie chwytają swojego króla oraz dwie wieże.  
- Dziękuję. Madara… Jak się czujesz?
- W porządku – odparł beznamiętnie. – Grałem w szachy dwa razy w życiu, dlatego miałaś tak ułatwione zadanie – dodał po chwili.
Zamknęłam planszę i położyłam obok.
- Hej, nie było tak łatwo. Miałam dość spory problem w pewnym momencie, ale popełniłeś duży błąd na początku – stwierdziłam, poprawiając sobie koka.
- Jaki? – wrócił na swoje łóżko. Na szczęście już nie był przypięty i nie czułam się tak, jakbym rozmawiała z psem czy z kimś podejrzanym, to znacznie ułatwiało mi pracę.
- Nigdy nie pokazuje się wszystkich swoich asów na samym początku. Trzeba też zawsze zostawiać jakiegoś mocnego opiekuna dla króla - dałam mu wskazówki. Zdawał się uważnie mnie słuchać.
- Czy to ty mnie wybrałaś, czy ci mnie przydzielili? - albo jednak nie słuchał.
Zaskoczył mnie tym pytaniem, ale przyzwyczaiłam się już do tych niespodziewanych wypowiedzi, które pojawiają się dosłownie znikąd i nie są związane z tematem.
Zastanowiłam się chwilę nad odpowiedzią, ale nie mogło to trwać długo. Mógłby zacząć podejrzewać, że chcę go okłamać, aby nie sprawić mu przykrości. To jedynie pogorszyłoby jego zaufanie do mnie, które i tak utrzymywało się na zbyt niskim poziomie.
- Przydzielili, lecz to raczej nie ma znaczenia - rzekłam spokojnie.
Madara mruknął coś pod nosem. Chwycił swoje czarne, długie włosy i związał je brązową gumką w niedbałą kitkę. Przez chwile unikał ze mną kontaktu wzrokowego, co chwila odwracając się w stronę okna lub szafy, jakby czegoś tam szukał. Westchnął mrużąc oczy.
- Ma - rzucił oschle. Jego lakoniczne stwierdzenia z początku puściłam mimo uszu, ale nagle dostałam olśnienia.
Zapytaj się Uchihy, dlaczego tak bardzo nienawidzi swojej rodziny…
Głos Sabaku nie dawał mi spokoju przez cały czas, kiedy byłam u Madary. Próbowałam normalnie prowadzić zajęcia, według planu, który wcześniej zawsze sobie przygotowywałam, jednak nie mogłam się skupić. Miotałam się, nie wiedząc, czy powinnam faktycznie zapytać, czy nie. Brunet zauważył moją nieobecność, więc również zaczął nie przykładać się do spotkania, co chwila zbywając moje pytania oraz nie podejmując dyskusji na tematy, które zapoczatkowywałam.
Po wyjściu biłam się w pierś za swój brak rzetelności i zaangażowania. Oprócz tego czułam jeszcze gniew, do którego aż wstyd było mi się przyznać, bo nie byłam zła na siebie (choć powinnam) tylko na Gaarę, który sprawiał mi ostatnio same problemy. Oczywiście nie chodziło o spotkania ani sesje, tylko o jego słowa. Poddawały mnie wątpliwościom. Zaczynałam się zastanawiać nad rzeczami, które absolutnie nie były moim zmartwieniem. Heh, które nawet w ogóle nie powinny być zmartwieniem. Na przykład zwątpienie w jego chorobę. Niedorzeczne.
- Hej, uważaj trochę! Już za dużo ludzi w tym miejscu buja w obłokach - poczułam mocne szturchnięcie w ramię, a do moich uszu dotarł gburowaty głos. Odwróciłam się, aby zobaczyć w kogo niechcący wpadłam. Moim oczom ukazała się potężna sylwetka mężczyzny po pięćdziesiątce z granatową czupryną i dziwnie niebieskawą cerą.
- Przepraszam - rzuciłam nie zatrzymując się, a jego drugie zdanie puściłam mimo uszu. Zmarszczyłam brwi próbując sobie przypomnieć imię kolegi z pracy. Kise, Kimuso… nie, ale byłam blisko. Ki… ki… Kis… Kiss… Kisaki? Nie coś z końcówką “me”. Kisame! Niemal krzyknęłam “eureka”, będąc na korytarzu. Z tym człowiekiem również miałam mało do czynienia. Nawet rzadko kiedy go widywałam.
Dziś musiałam załatwić jeszcze jedną, naprawdę ważną rzecz. Skręciłam w stronę gabinetu, w którym czułam się jak mrówka. Mała, nic nie znacząca osoba, która jest zdana na dobroć człowieka potężniejszego od siebie.
Ach no i czekała mnie jeszcze wizyta u pana Sabaku.


- Załatwiłaś opiekę policjantów?
Pierwszy raz usłyszałam w jego głosie zaciekawienie oraz zdziwienie. Przez chwilę nawet myślałam, że w jakiś sposób jest ze mnie dumny, ale to tylko moje ego za bardzo obrosło w piórka. Mimo wszystko poczułam się jak ktoś.
- Tak. Za dwa tygodnie w piątek. Będzie ich dwóch - podałam najistotniejsze informacje. O wiele mniej się stresowałam przy tym spotkaniu. Bowiem przychodziłam do niego już z czymś konkretnym, a nie jedynie z prośbą bez poparcia.
- Potrzebujesz jeszcze dwóch ludzi z zakładu. Jakieś propozycje? - Tym razem nie przerzucał żadnych dokumentów. Bacznie mnie obserwował, słuchając tego, co mam do powiedzenia.
- Nie. Może być to każdy kogo, pan przydzieli.
- Rozumiem. Jakieś konkretne plany tej, że tak to nazwę, wycieczki?
- Chciałabym zabrać ich na wyżynę wapienną, która jest 40 km stąd. Piękne tereny no i mam tam rodzinę, która posiada ośrodek agroturystyczny, w którym to moglibyśmy zjeść.
- Mam nadzieję, że nie ma tam żadnych niebezpiecznych urwisk, rzek lub jezior. Musicie być z dala od jakichkolwiek zbiorowisk wodnych.
- Nie, nie ma - odpowiedziałam szybko.
- Także chyba nie zostało mi nic innego, jak zgodzenie się na twoją propozycję. Poprosił bym jeszcze o telefon do tego gospodarstwa, o którym mówiłaś - lekko się uśmiechnął. Wyjął kartkę i długopis z półki, po czym spojrzał na mnie wyczekująco. Chwilę trwało zanim sprawdziłam w komórce odpowiedni numer do starszego kuzyna mojego ojca.
- Czy jest coś, co muszę jeszcze zrobić? - zapytałam niepewnie, kiedy schował zapisany numer do kieszeni koszuli kitla. Odchrząknął.
- Nie, wszystkim innym się już zajmę. Możesz wrócić do swoich obowiązków.
Kiwnęłam delikatnie głową. Kiedy stałam przy drzwiach, jeszcze zerknęłam na dyrektora, który właśnie wykonywał do kogoś telefon. Machnął ręką, pośpieszając mnie, więc dłużej nie zwlekając wyszłam z biura.
Idąc korytarzem napotkałam na swojej drodze Sabaku, który podpierając jedną ze ścian, oglądał rozgrywkę w chińczyka, gdzie grał Jiraya. Przyglądałam się Gaarze, dopóki nie zorientowałam się, że ten również na mnie patrzy. Speszona odwróciłam pośpiesznie wzrok. Udawałam, iż go kompletnie nie zauważyłam. Pewnie gdybym się teraz odwróciła, napotkałabym jego rozbawioną minę, a przecież za dziesięć minut znów się spotkamy.
- Hej, hej! - usłyszałam, gdy już zniknęłam za rogiem.
Oczywiście był to nie kto inny jak Deidara. Stał przy jednym z okien wraz z Sasorim. Podeszłam do nich i lekko ukłoniłam się na powitanie. Blondyn był jak zwykle uśmiechnięty, czego nie mogłam powiedzieć o jego ponurym i oschłym koledze. Nie pałałam sympatią do Akasuny, o nie. Dlatego coraz mniej byłam przekonana do spędzenia wspólnie czasu za dokładnie tydzień.
- I jak to twoje wyjście? Dojdzie do skutku? - zapytał Douhito, poprawiając swoją blond grzywkę.
- Skąd o tym wiesz? - zdziwiłam się.
- Nie rozśmieszaj mnie. Mimo wszystko to ja należę do czołówki Akatsuki, prawda? Ciężko jest mi o czymś nie słyszeć - skomentował trochę niemiło, jakby chciał koniecznie podkreślić swoją wyższość. Ciekawe czy to przez obecność Sasori’ego, czy Deidara od czasu do czasu lubi zachowywać się opryskliwie. Mimo wszystko uśmiech nie zszedł mi z twarzy. Nie chciałam dać po sobie poznać, że jego ton i styl mówienia robił na mnie jakieś wrażenie.
- Dojdzie do skutku - grzecznie odpowiedziałam na jego pytanie.
- Brawo, takie wyjścia miały miejsce tutaj może z dziesięć razy - klasnął teatralnie w dłonie, na co Sasori prychnął. Mruknęłam ciche dziękuję i przeprosiłam, po czym ruszyłam w stronę swoje gabinetu z którego musiałam wziąć odpowiednie dokumenty.
Kiedy już  uporałam się ze znalezieniem odpowiednich papierków, wróciłam na korytarz, gdzie kilka minut temu spotkałam czerwonowłosego. Mój pacjent tkwił w tym samym miejscu co przedtem i gdy tylko mnie zobaczył, nie spuszczał ze mnie wzroku. Nie powiem, że mi się to nie podobało, jednak gdy przypomniałam sobie kim jest mężczyzna, to mną nienaturalnie wzdrygnęło. Czuć na sobie wzrok mordercy, przepraszam, zabójcy nie należy do najmilszych odczuć. Znacznie bardziej wolałabym, gdyby były to ciepłe tęczówki mojego kochanka.
- Tym razem nie uciekasz wzrokiem? - przywitał mnie głupim pytaniem. Chyba ani razu nie usłyszałam od niego takiego słowa jak dzień dobry czy cześć. Jednak jakoś sobie tego nie potrafiłam chociażby wyobrazić, aby mógł on ukazać chociaż trochę miłego człowieczeństwa.
- Słucham? - udałam głupią, stając metr od niego i na chwile zwracając uwagę na turniej w Chińczyka.
- Czy dziś też chcesz wyjść na dwór? - dodałam zaraz, odwracając wzrok od planszy, gdy Jiraya zaczął przejmować inicjatywę.
- Możemy, jednak pogoda nie rozpieszcza - ruszył w stronę wyjścia.
Cholera, coraz bardziej mnie irytował. Podejmował decyzje za mnie, jakbym to ja była tu pacjentem, a nie on. Rozumiem, że jest byłym oficerem i pamięta czasy, kiedy miał pod sobą wielu ludzi. Wiem także, że nie powinnam denerwować się na takie zachowanie, gdy w grę wchodzi choroba psychiczna, na którą on cierpi (teoretycznie). Jednak widząc tę czerwoną czuprynę, która szła przede mną z lekceważącym, chłodnym spojrzeniem, miałam ochotę przestawić mu wątrobę swoją pięścią. Westchnęłam jednak cichutko na to wszystko i jak potulny piesek podążyłam za nim. Przechodząc obok Deidary uśmiechnęłam się lekko, na co mi odpowiedział mi kiwnięciem głowy.
Faktycznie, było zimniej niż rano. Gęste szare chmury zapowiadały deszcz, albo nawet w późniejszych godzinach burzę. Na ławce siedział ten sam człowiek, co i tamtym razem, znów czytając gazetę.
- I jak, zapytałaś? - odezwał się, kiedy weszliśmy na ścieżkę prowadzącą przez niewielki sosnowo-świerkowy zagajnik.
Miarka się w tamtej chwili przebrała. Przystanęłam na drodze, ale Sabaku nawet się za siebie nie obejrzał. Szedł dalej jak gdyby nigdy nic. Zacisnęłam mocniej szczęki, aby nie wybuchnąć. Nie zachowywał się jak chory, ale jak gówniarz z gimnazjum, który myśli, że zwojuje świat.
- Stój - warknęłam cicho, jednak na tyle głośno, by czerwownowłosy będący o pięć metrów dalej, mógł to usłyszeć. 
Dostosował się do polecenia, a po chwili odwrócił się, obdarowując mnie cynicznym uśmiechem i wręcz zwycięskim spojrzeniem. Mimowolnie napięły mi się wszystkie mięśnie, a najbardziej rąk, jakby były już przygotowane, aby wymierzyć kilka sierpowych lub haków pod rząd. Byłam wkurzona na to, że moje rozdrażnienie tak go bawiło.
Ale nie na to denerwowałam się najbardziej. Z takim podejściem, słabą psychiką i brakiem kontroli nad sobą nie nadawałam się na psychiatrę, a już na pewno nie na pracę w takim miejscu. To mnie bolało. Prawda przed którą uciekałam, której nie chciałam się poddać.
Usłyszałam szur, który przywrócił mnie do rzeczywistości. Gaara zbliżył się do mnie na dwa kroki.
- Czemu się tak denerwujesz? - zapytał spokojnym, ale tak oschłym głosem, aż zaczęłam się zastanawiać czy to nie jest po prostu ton jego głosy, a nie jedynie modulacja.
- Musimy sobie coś wyjaśnić - zaczęłam. - Ja jestem lekarzem. Ty jesteś moim pacjentem. Jeżeli chcesz, aby leczenie przyniosło skutek, musisz się mnie słuchać - powiedziałam to jak najspokojniej, jednak nadal byłam spięta.
Sabaku zbliżył się do mnie jeszcze bardziej, na co odruchowo zrobiłam krok w tył, czego od razu żałowałam. Przed chwilą podkreślałam, że to ja jestem górą, a teraz przed nim uciekałam.
- Błagam cię, Sora. Przecież wiem, że tą całą moją chorobę wymyśloną przez Akatsuki wsadziłaś już dawno między bajki. Faktem jest, że jestem zabójcą, ale nie psychicznie chorym. Wiesz o tym - mówił, dokładnie wymawiając każde słowo. Czułam się tak, jakby chciał mi to wpoić, świdrując mnie swoimi lazurowymi tęczówkami.
- Gaara nikt, kto jest chory się do tego nie przyznaje. Chcę ci pomó…
- Błagam cię, nie wypowiadaj tych pustych słów - rzucił gniewnie, a jego uśmiech nagle znikł. Wiatr poruszył jego gęste włosy, przesłaniając tatuaż na czole. - Mi już się nie da pomóc. Akatsuki nie dopuści do tego, abym wyszedł stąd żywy - powiedział, przenosząc wzrok na drzewa. Mogłam chociaż na chwilę odetchnąć.
- Słucham? Gaara o czym ty… - po raz kolejny nie dokończyłam zdania.
- Myślałem, że potrafisz myśleć, a z sekundy na sekundę coraz bardziej dowiaduję się, że moja opinia była mylna - prychnął szyderczo. Mimo wszystko jego słowa mnie nie zabolały. Byłam zmieszana całą tą sytuacją, jego słowami. Faktycznie, nie wiedziałam o co mu chodzi. Ponownie zaszczycił mnie swoim zimnym wzrokiem.
- Jednak teraz się skup i spróbuj uruchomić tę część mózgu, która odpowiada za logiczne myślenie. Zabiłem Orochimaru, ich kolegę, współpracownika. Poza tym byłem dość wysoko postawionym policjantem, na którego wcześniej nie było żadnych skarg. Co jakiś czas miałem testy psychologiczne, które nie wykazywały żadnych chorób czy powikłań po akcjach. A tu nagle po tym zabójstwie, zostaję oceniany przez Akatsuki jako człowiek obłąkany i umieszczony akurat w ich zakładzie, aby mogli mi pomóc, oczywiście przebaczając winę. Nie wiem jak tobie, ale mi się wydaje to trochę dziwne - sarknął na końcu.
Spuściłam wzrok i umilkłam. Zostałam pokonana, a moje myśli wariowały. Brzmiał tak, jakby naprawdę wiedział o czym mówi. Próbowałam cokolwiek powiedzieć, aby tak nie stać w tej upierdliwej ciszy, ale nic, kompletnie nic nie mogłam z siebie wydusić.
On ma racje!
Jedyne co mogłam usłyszeć to swój oddech, świst wiatru i westchnięcie, przepełnione pogardą.
- Nic nie powiesz? - mruknął.
Podniosłam wzrok. Miałam lekko przymrożone oczy.
- Miałeś rację na pierwszym spotkaniu. Nie nadaję się na psychiatrę.
Oprócz rozczarowania sobą, nie czułam zupełnie nic. Minęła złość na Gaarę. Minęło wszystko. Moja zbroja nagle cała spłonęła, a ja nawet nie wiedziałam, który dokładnie moment to spowodował.
- Tak, chyba się nie nadajesz - przyznał mi rację, co uderzyło we mnie z siłą młota Thora. Na chwilę przymknęłam mocno oczy, aby nie uronić łzy, która byłaby już moim końcem. - Ale ja nie jestem chory, więc nie muszę rozmawiać z psychiatrą.
- Skończ! Kurwa, skończ. Faktycznie nie jesteś chory, jesteś zimnym skurwysynem, zabójcą. Niszczysz innych - warczałam jak wściekły pies, jednak nadal nie miałam odwagi spojrzeć mu w twarz. Słyszałam bicie mojego serca, które nienaturalnie przyśpieszyło.
- Po co? Po co mi to do cholery powiedziałeś? Lubisz bawić się ludźmi?
- Nie. Nie lubię, ale jestem egoistą, a przede wszystkim jestem policjantem*. Śledczym, dla którego prawda jest święta i nie mogę tego już dłużej znieść, że im wszystkim się upiekło - rzekł stłumionym głosem, który nie miał w sobie ani krzty nadziei czy wiary, a jedynie gniew.
- Przestań gadać jakimiś hasłami! Komu się upiekło? Co? - głos zaczął mi się powoli łamać. Oddychałam coraz ciężej.
Zazwyczaj nic w moim życiu nie było skomplikowane. Pytania zawsze miały odpowiedź. Rzadko kiedy czułam się skołowana, a już na pewno nigdy tak jak teraz. Zaczęłam łapać się na tym, że myślę o Akatsuki jak o zbrodniarzach. Wierzyłam w każde słowo Sabaku bez opamiętania, jak dziecko. Głupia nastolatka, która dla obiektu swoich westchnień jest w stanie zrobić wszystko. Znienawidziłam siebie.
Nagle poczułam dłoń Gaary na swoim ramieniu, przez co po raz kolejny dziś się wzdrygnęłam. Nadal jednak otulał mnie swoją zimną aurą i przenikliwym spojrzeniem. Mimo to ta dłoń była jakimś wsparciem, minimalnym dowodem na to, że jednak Gaara Sabaku potrafi zachować się jak człowiek.
- Może na dziś jednak skończymy naszą rozmowę - rzekł.
Znów był gorą, a ja dnem.
- Tak.

- Sora, powiesz mi o co chodzi, czy nie? - usłyszałam zirytowany głos Utakaty.
Miał prawo się denerwować. Chodziłam z głową w chmurach, co chwila się o coś potykając, albo zapominając po co gdzieś się udałam.
Cały czas rozważałam rzucenie pracy w Akatsuki. Nie nadawałam się tam, a Gaara mi to udowodnił. Co chwila wracałam do naszej ostatniej rozmowy. Analizowałam każde jego słowo, które wypowiedział w czwartek. Dzięki Bogu, dzisiaj nie musiałam się z nim widzieć, ale kiedy tylko gdzieś zobaczyłam czerwone włosy, szybko obierałam inną drogę. Nie miałam zamiaru czuć jego wzroku na sobie, a tym bardziej na niego spojrzeć.
- Jeden z moich pacjentów, wcale nie jest chory, ale z dziwnych powodów jest trzymany w Akatsuki - powiedziałam na jednym wdechu, stawiając sałatkę na stole. Usiadłam na przeciwko Utakaty i zaczęłam nakładać sobie jedzenie na talerz.
- Słucham? Przecież sama mówiłaś, że Akatsuki to najlepszy psychiatryk i w ogóle, są super, ekstra - powiedział, za bardzo nie przejmując się tym co powiedziałam. Nalał herbaty, którą wcześniej zaparzyłam w porcelanowym czajniczku.
- Tak, tak mówiłam. Jednak ta sprawa… Ten człowiek… Jej - jęknęłam. - To wszystko jest cholernie skomplikowane, bo w sumie nie jestem pewna, czy on tego sobie nie wymyślił… Nie! Cholera, on jest całkiem zdrowy, a to co powiedział ma sens i to nie daje mi spokoju - wyżaliłam się, odkładającwidelec i chwytając się za głowę. Za dużo o tym myślałam.
Heh, a jednak myślę. Szach mat Gaara.
- Sora, pamiętasz co mi obiecałaś? - usłyszałam głos pełen obawy. Zaraz potem brunet chwycił mnie za policzek i zmusił, abym spojrzała mu w oczy. Uśmiechnęłam się delikatnie, na co zabrał dłoń i zaczął jeść. Poszłam w jego ślady, po chwili jednak dodając:
- Spokojnie, nic się na razie złego nie dzieje. Po prostu to jest dziwne i muszę się tylko dowiedzieć…
- Nie! Niczego nie będziesz się dowiadywać, rozumiesz?! - obruszył się.
- Utakata, uspokój się - mruknęłam, nawet na niego nie patrząc.
- Wiesz, że nienawidzę twojej pracy, a ty mówisz mi, że będziesz wplątywać się w jakieś bagno. Oszalałaś! - Niestety to był dopiero początek burzy z piorunami.
- Zadne bagno. Możliwe, że Akatsuki wcale nie jest takie dobre…
- No nie - zaśmiał się. - Jakiś świr, obłąkany, który nie pojmuje słowa rzeczywistość, powiedział ci kilka słówek pewnie w drastyczny sposób, a ty w to uwierzyłaś?! Kobieto zacznij myśleć swoim mózgiem. Tańczysz tak, jak ktoś ci zagra, to żałosne! - zirytował się nie na żarty. Znów usłyszałam, że nie myślę. Zmrużyłam gniewnie brwi, ale nadal nie przerywałam posiłku. Naprawdę nie chciałam się kłócić, jednak nie mogłam się nie odezwać:
- Ciesze się, że jestem dla ciebie żałosna - burknęłam sarkastycznie.
- Nie obracaj tego w ten sposób - jęknął, wstając od stołu z niedokończonym jedzeniem. W końcu uniosłam wzrok. Był wściekły, a przecież ja nic takiego nie zrobiłam.
- Przecież to powiedziałeś! - rzuciłam gniewnie
- Nie rozumiesz, kurwa, że się o ciebie martwię?! Znam cię na wylot, wiem jaka jesteś. Nie chcę byś cierpiała.
- To mnie nie rań, mówiąc, że nie myślę! - niemal pisnęłam ze złości, również się podnosząc.
Myślałem, że potrafisz myśleć…
- A jak mam to inaczej nazwać?  - podszedł do mnie bliżej.
- Wiesz co, ty jesteś żałosny, przeczysz sam sobie.
- Próbuję ci powiedzieć, że to nie jest praca dla ciebie - chwycił mnie delikatnie za ramiona, wpatrując się w moje oczy. Jego twarz nieco złagodniała w przeciwieństwie do mojej.
- Super - urwałam. - Zajebiście. Nie jesteś pierwszą osobą, która mi to mówi - szarpnęłam się, zrzucając jego dłonie ze mnie. Patrzyłam na niego spode łba.
- Widzisz…
- A wiesz, kim był ten ktoś? Właśnie ten obłąkany, Gaara Sabaku - warknęłam, po czym wyminęłam go i wyszłam z pokoju.


Przez cały weekend z Utakatą zamieniłam kilka słów. Czasem on zapytał mnie, czy chce herbaty lub ja coś mruczałam do niego pod nosem. Atmosfera była napięta, chociaż próbowaliśmy udawać, że taka wcale nie jest. Utakata w niedzielę nie wytrzymał tych cichych dni, więc poszedł ze swoimi kumplami na piwo.
Kiedy zostałam sama od razu napisałam do Shiokami z pilna prośbą. Ta, chodź z początku nie była pozytywnie nastawiona, zapukała do drzwi pół godziny później. Przez ten czas zdążyłam przygotować nam coś do jedzenia. Tym czymś były zwykłe kanapki, bo nie miałam weny na tworzenie czegoś wymyślnego. Moją głowę zaprzątał tylko jeden temat i nie była to kłótnia z ukochanym.
Wpuściłam przyjaciółkę do domu, a ta od razu zgromiła mnie spojrzeniem. Tak, tak, egoistka ze mnie. Wiedziałam, że jutro zaczyna o siódmej pracę.
- Sora, cholera! Albo ktoś umarł, albo się rozstajesz z Utakatą, albo za chwilę jesteś trupem - warknęła, siadając na kanapie. Podstawiłam jej pod nos talerz z jedzeniem, więc na chwilę zauważyłam uśmiech na jej twarzy. Jednak zaraz znów zerknęła na mnie gniewnie, chcąc przez to powiedzieć, że jedzeniem jej nie przekupię.
- Nie i nie, ale pokłóciłam się z nim. Chodzi mi raczej o Gaarę - mruknęłam, dobrze wiedząc, jaka będzie jej reakcja.
- Słucham!? - otworzyła szeroko oczy i odłożyła połowę kanapki na talerz.
Westchnęłam.
- Nie baw się w Utakatę.
- No nie wierze… - walnęła się w czoło.
- Kurwa, posłuchaj mnie!
Kiwnęła głową i znów zabrała się za jedzenie.
- Gaara Sabaku nie jest chory i jestem tego pewna. Poza tym ta cała sytuacja jest bardzo dziwna. Zanim tu przyszłaś w internecie znalazłam artykuł sprzed trzech lat o jego wyroku i zabójstwie Orochimaru - wstałam, aby zabrać laptopa z półki i pokazać Yamanie ową stronę. Ta nawet z zainteresowaniem się jej przyjrzała. - A później znalazłam coś jeszcze - wpisałam w wyszukiwarkę odpowiedni adres, który bardzo szybko zapamiętałam. - Jest to dość długie, ale jakoś to przemogłam i dowiedziałam się, że pół roku przed zabójstwem, Matsuri, która była narzeczoną Gaary popełniła samobójstwo.
- Czekaj. Czyli Sabaku miał narzeczoną w psychiatryku, a dokładniej w Akatsuki, która popełniła samobójstwo, a pół roku później ni stąd ni zowąd oficer, a dokładniej nadkomisarz Sabaku Gaara zabija Orochimaru, tak?
- Tak.
- Rozumiem, że myślisz teraz tak samo jak ja. Orochimaru coś zrobił Matsuri, a bardzo zakochany Sabaku bez żadnego lepszego dochodzenia zabił szanowanego w kraju lekarza.
Kiwnęłam głową.
- To zbyt proste. Orochimaru nie miał raczej powodu, by zabijać swoją podopieczną, jak w ogóle to była jego podopieczna. Ty również nie masz kontaktu ze wszystkimi prawda?
- No nie - westchnęłam.
- Poza tym Matsuri była chora i mogła popełnić samobójstwo. O ile dobrze pamiętam, mówiłaś mi, że ostatnio jakaś kobieta się zadusiła we śnie, czyli takie rzeczy się zdarzają.
- Tak, udusiła się poduszką.
- I jakoś przymiotnik zakochany nie pasuje mi do nadkomisarza. Kolejna sprawa, gdyby miał to zrobić, to raczej by bardziej pomyślał, a nie zabił, zostawił po sobie dowody i w sumie sam się złapał. Zachował się lekkomyślnie, co kompletnie nie było do niego podobne. Przypominam, że był jednym z lepszych śledczych.
- Zapytaj policjanta - mruknęłam zła.
- Przepraszam, że obaliłam twoją teorię. Na pierwszy rzut oka była dobra, ale gdy się bardziej przyjrzysz, ma bardzo dużo luk. Jednak wiesz, ja jestem początkującym gliną, więc mogę się mylić - próbowała się usprawiedliwić równocześnie podnosząc ręce do góry
- Ale on na pewno nie jest świrem! - jęknęłam, rozkładając się na kanapie i przymykając lekko oczy.
- Chyba chorym, co? A powiedz mi dlaczego uważasz, że Sabaku jest zdrowy…


Po opowiedzeniu Shiokami całej historii, od naszego pierwszego spotkania do ostatniego, Yamana sama nie wiedziała co myśleć. Masz rację z tymi wątpliwościami, ale chyba powinnaś zostawić to w spokoju - powiedziała. Fakt, powinnam, ale ja przecież nigdy nie robiłam tego, co powinnam.
Zaproponowałam Shi, aby u mnie przenocowała, jednak ta, gdy przyszedł Utakata stwierdziła, że musi wracać. Jej wyjście jednak nic nie dało, szatyn niemal natychmiastowo upadł na łózko i tak zasnął. Wyjście na piwo, tak… Skończyło się natychmiastowym zgonem w domu.
Przykryłam mojego narzeczonego, a sama ponownie zaczęłam serfować w internecie, wpisując w wyszukiwarkę odpowiednie słowa. Dopiero po godzinie buszowania w sieci natrafiłam na interesujące forum, a konkretnie na dość ciekawy wpis jednego z jego użytkowników.

Cóż, pracowałem kiedyś w Akatsuki. W prawdzie nie byłem lekarzem, ale swoje o tym miejscu wiem. Po pół roku odszedłem stamtąd i naprawdę nie wiem czemu to miejsce jest uważane najlepszym szpitalem psychiatrycznym w kraju.
Znałem Matsuri. Cierpiała jedynie na stany lękowe, które pojawiały się od czasu do czasu. Nie była to na tyle poważna choroba, aby miała zaraz popełnić samobójstwo. Wiem, zaraz ktoś z użytkowników wypomni mi, że nie jestem lekarzem. Racja, ale jestem człowiekiem i to się widzi. Poza tym dwa tygodnie przed jej śmiercią, miała naprawdę dobre wyniki. Powiedziała mi, któregoś dnia: “Nie mogę się czuć już lepiej. Naprawdę, to takie fantastyczne. To chyba minęło na dobre i znów mogę cieszyć się pełnią życia. Poza tym nie mogę się doczekać już snu w swoim łóżku”. Sądzę, że samobójca nie pała aż takim entuzjazmem przed śmiercią. I ponownie niektórych uprzedzę - wiem, że przez dwa tygodnie mogło się dużo zmienić.
Po prostu nie wierzę w tę historię, która jest podana ludziom. Widziałem, co się dzieje w Akatsuki, a wiem, że to i tak nie było wszystko. Nie chcę wiedzieć jakie jeszcze mogą stosować metody na pacjentach.
Dla mnie ta sprawa ma drugie dno, ale pewnie nigdy się tego nie dowiemy. Nadkomisarz Sabaku zostanie skazany i tyle.

Oczywiście wypowiedź ta spotkała się w większości z krytyką, ale była garstka osób, które popierały owego użytkownika. Wpis ten był przed wydaniem wyroku o umieszczeniu Gaary w zakładzie.
Po przeczytaniu tego, stwierdziłam, że to za dużo jak na jeden wieczór. Poza tym wskazówki zegara, wskazujące w pół do pierwszej, wręcz rozkazywały mi pójście do łóżka. Tak też zrobiłam. Przesunęłam Utakatę, na tyle, bym mogła się położyć. Jego raczej teraz nic by nie obudziło, więc mogłam go zepchnąć na sam kraniec łóżka. Mało przejmowałam się tym, że w nocy może spaść i zbić sobie tyłek. I tak rano się pewnie do mnie nie odezwie.


Kolejna sesja u Madary przebiegała wręcz wzorowo. Mogliśmy normalnie porozmawiać, a nawet od czasu do czasu się uśmiechał. Dziś postawiłam na sport. Wymienialiśmy się doświadczeniami związanymi z aktywnością fizyczną. Jakoś nie mogłam sobie wyobrazić, że Madara startował w zawodach lekko atletycznych. Ponoć nigdy nie miał swojej ulubionej dyscypliny, był dobry we wszystkim. Nie zwróciłam większej uwagi na jego narcystyczne samochwałki, jedynie zaczęłam go podziwiać. Kiedy wspomniałam o moich przygodach ze sportem oraz moim pierwszym razie na rowerze, nazwał mnie łamagą. Teatralnie zgromiłam go spojrzeniem i udałam obrażoną.
- Dobra. Nie udawaj - sarknął.
- Skąd wiesz, że udaję? Może naprawdę mnie uraziłeś - powiedziałam, nadymając policzki do granic możliwości.
- Wyglądasz jak kretynka - stwierdził.
- Ech, no dobra. To już się nie obrażam.
- Przepraszam, jeżeli to ci poprawi humor - mruknął pod nosem, a słowo przepraszam ledwo co usłyszałam.
Stwierdziłam, że to jest najlepszy moment. Spojrzałam poważnie na Uchihę i zebrałam się na odwagę. Zdawałam sobie sprawę jakie mogę ponieść konsekwencje. Groził mi nie tylko napad złości Madary, ale i upomnienie szefa.
- Madara, co z twoją rodziną?
Odpowiedziała mi cisza, oraz ciężki oddech kruczoczarnego. Zerknął na mnie beznamiętnie. Cały czar pozytywnej atmosfery nagle prysł. Splótł ręce na piersi, lekko przymrużył oczy.
- Myślę, że powinnaś stąd iść - warknął. - A raczej wypierdalać - jego słowa niemal cieły powietrze. Odsunął się ode mnie, jakby sam zdawał sobie sprawę ze swojej nie obliczalności.
- Madara…
- Zamknij mordę. Ja nie mam rodziny, więc wypierdalaj!
- Każdy ma rodzinę - igrałam z ogniem.
- Jebana suko, nie znasz ich. Nie wiesz nic. A teraz wypierdalaj stąd, albo cię zabiję!
- Możesz mi powiedzieć - mruknęłam cicho.
Właśnie ufundowałam sobie piekło.


* przede wszystkim jestem policjantem - zwrot Harrego Hole bohatera serii książek Jo Nesbo. Musiałam go tu użyć.


Także jest już 3. Tak jak mówiłam pojawiła się wieczorem.
Całe 16 stron tekstu. Gratuluję wam, jak dotrwaliście xD
Bo cóż ja mogę o tym powiedzieć. Fabuła mi się naprawdę podoba i po skończeniu tego rozdziału mam chęć pisać dalej, ale chemia czeka. Jednak fabuła to nie wszystko... Bardzo denerwuje mnie mój styl. Wydaje mi się taki prosty jak cep, jakby wszystkie słowa się powtarzały, no takie flaki z olejem. Muszę nad tym popracować, bo niestety mam problem w ubieraniem w słowa (ładne) moje myśli. Grr... Dużo pracy dla dysidioty ;__;

Poza tym będzie coraz więcej Gaary <3

A teraz taka mała sprawa, o której już mówiłam na fanpejdżu-srejdżu. Mam wielką ochotę napisać FF o Kuroko no Basket i w sumie już trochę napisałam, ale tak ostatnio nie mogę zdecydować się nad głównym bohaterem, więc help me kudasai.


Wybierzcie swojego kandydata :3 On na pewno spełni wasze oczekiwania.
Ach no i po tym rozdziale już zapoznaliście się trochę z Shiokami.

To chyba na tyle tego gadania.
Przepraszam za błędy, których nie wyłapała Kira.
Dziękuję za komentarze i za szablon Mayako.

Następny rozdział za pewne bo zakończeniu mojego roku szkolnego. 27-28 06 2015 :3

Hei der!

P.s. Coś się jebło w czcionce, sorry. Ostatni raz pisałam na dysku :3 #niepolecam

18 komentarzy:

  1. NIE DOŚĆ, ŻE DODAŁAŚ GO TERAZ, GDY SIĘ UCZĘ, TO JESZCZE TAKI DŁUGI?!
    Mayako RIP [*]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej to tylko 16 stron, ejjjjj
      Zią nie krzycz mi tu... Teren szpitalny xD

      Usuń
    2. Dobra, dotarłam! Przeczytałam dwa dni temu, ale czas mi gdzieś spierdolił a nie lubię komentować z komórki. ;-;
      Polubiłam Shikami, serio. Jest fajną postacią, ma charakterek, który lubię. :D
      Ciekawe rozwinięcie rozmowy z Tayuyą, było mi jej szkoda i nie zazdrościłam Sorze takiego przybicia do muru, co innego mogła jej powiedzieć?
      Mimo to, nie wiem czemu, ale naprawdę największe przywiązanie czuję do Madary. Nie idzie rozgryźć tego co siedzi mu w głowie, jest taki niepoprawny, niezrównoważony, ale mam ochotę przy tych jego napadach szału rzucić się na niego i wyprzytulać, żeby mu się poprawiło. ;-;
      A Gaara? No momentami mam ochotę go rozszarpać, bez kitu! Za te odzywki, etc. No ale taki jest, już przywykłam.\
      Jezu no tyle zagadek! Orochimaru, żona Gaary, ten wpis w internetach, to całe Akatsuki. Neko cholero, kocham Cię za to opowiadanie, nie mam zielonego pojęcia czego mam się spodziewać, co Sora jeszcze odkryje, czy nie stanie jej siękrzywda, czy może wszyscy stamtąd uciekną. Tak wodzisz za nos, że o ja pitolę.
      Mam nadzieję, że mój Madarcia nie zrobi jej krzywdy nooo. xD

      Pisz, pisz, pisz, pisz szybko!

      Usuń
    3. A I TAK W OGÓLE TO
      Twoje zgłoszenie zostało zaakceptowane i opublikowane! Bardzo dziękuję za dołączenie swojego bloga do Lapidarium Narutowskiego. Zachęcam do zgłaszania nowych rozdziałów! :)

      Pozdrawiam, Mayako z
      Lapidarium Narutowskiego

      XDDD

      Usuń
    4. Eeeee gdzie mi tu Gaare rozszarpywać, spadówa xD On może być dziwnych skurwysynem XD
      Mówisz, ze Madara najbardziej cię uwiódł. On jeszcze pokaże co potrafi ^^

      Usuń
  2. Nie ukrywam, najbardziej interesuje mnie wątek Gaary... który już odsłonił przed Sorą rąbek prawdy. Coś mi się zdaje, że będzie między nimi romans, choćby tylko potencjalny i czysto platoniczny, ale będzie. Podoba mi się Sabaku w roli "przede wszystkim policjanta". I czekam niecierpliwie na więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, spokojnie Gaara to w sumie jest głównym bohaterem, więc będzie go more and more xD.
      Romans, romans... wlaśnie szczerze powiedziawszy to jeszcze nie wiem czy cokolwiek pomiędzy nimi będzie, cóż w kolejnym rozdziale o tym zadecyduje o tym xD

      Usuń
  3. To się robi coraz bardziej tajemnicze. Mnóstwo sekretów, zero odpowiedzi i do tego nadal nie wiadomo, czy teorie spiskowe zrodzone z kilku aluzji pacjentów, których ciężko uznać za wiarygodne źródła informacji, są prawdą, czy też urojeniem Sory.
    Po pierwsze sprawa Gaary. Najważniejsze pytanie, czy Gaara jest wariatem? Sprawia wrażenie normalnego, ale jednocześnie fakt, że zamknięty w miejscu takim jak Akatsuki potrafi zachować zdrowe zmysły czyni go swego rodzaju świrem. Do tego dochodzi motyw Matsuri. Co kierowało Gaarą kiedy postanowił zamordować Orochimaru? Cała sprawa jest grubymi nićmi szyta i ewidentnie coś się za tym kryje.
    Równie tajemniczy jest Madara tyle, że w jego przypadku nie ma raczej wątpliwości odnośnie zdrowia psychicznego pacjenta. Madara jest wariatem. Pojawia się jednak pytanie, co doprowadziło go do załamania i jaką rolę odegrała w tym reszta rodziny Uchiha?
    Sceny z Utakatą są bardzo poruszające. Widać w nich wyraźnie, że praca zaczyna odbijać się na życiu prywatnym Sory.
    Ogólnie to najbardziej podoba mi się to uczucie niepewności, ja naprawdę nie jestem pewna kto jest w tym wszystkim prawdziwie szalony, lekarze czy pacjenci.
    Mam nadzieję, że już wkrótce zaczną się pojawiać odpowiedzi na niektóre z tych pytań.
    Powodzenia i weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No mam nadzieję, że w następnym rozdziale już dokładnie dam do zrozumienia każdemu czy jest chory czy nie :3 spokojnie
      Heh dziękuję bardzo za komentarz :*
      A odpowiedzi będą się pojawiać już niedługo, spokojnie ^^

      Usuń
  4. Trochę sceptycznie podchodziłem do tego opowiadania, ale zaskoczylaś mnie!
    Fabuła jest naprawdę ciekawa i oryginalna, nigdy nie czytałam takiego opowiadania.
    Podoba mi się główna bohaterka, ale powinna poczytać o etyce zawodowej ;)
    Fajne jest to, że jej narzeczony to bohater poboczny, a nie np Shikamaru czy ktoś pojawiający się dość często.
    Taki prosty styl bardzo mi się podoba i nie musisz go na siłę urozmaicić ;)
    No cóż, zyskałaś stałą czyteliniczkę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale czemuż to sceptycznie podchodziłaś do opowiadania? :(
      Tak, Sora jest trochę nieogarnięta jak na psychiatrę.
      Heh, mam to do siebie że zazwyczaj lubię te mniej popularne i główne postacie xD A Utakata jest całkiem całkiem ^^
      Ooo dziękuję :3

      Usuń
    2. Sceptycznie podchodziłam, zanim zaczęłam czytać, ale już po pierwszym zdaniu wiedziałam, że to jest to :D
      A wracając, po wielu przeczytanych blogach o Naruto, wiedziałam, że fajny pomysł można bardzo łatwo zepsuć. Tego też się obawiałam. Nie wiedziałam jak to rozegrasz, ale jak pisałam wcześniej, twoje opowiadanie jest GENIALNE!

      Usuń
    3. Dobra, to ja się będę starać dalej zaskakiwać i tego nie spieprzyć :D ♥

      Usuń
  5. Przez ciebie naszła mnie ochota na kryminał xd muszę zabrać się za "Zaginioną dziewczynę". Uwielbiam Gaarę. Za to nie cierpię Sory czy jak zwie się główna bohaterka xd zdecydowanie na plus są długie rozdziały, człowiek może poczytać. Fabuła całkiem niezła, a styl pisania poprawisz pisząc opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nie... Why nie lubisz mojej OC? Mojego dziecka... Mojej Sory? XDD Co ona takiego zrobiła? Jest tylko z lekka zagubiona xDD
      Heh, no mam nadzieję, że poprawię swój styl ^^
      Dziękuję za komentarz :)

      Usuń
  6. Okey, czas na moje przemyślenia xd
    - To jest chyba oczywiste, że tamta pacjentka nie udusiła się sama tą poduszką. Ktoś ją udusił. To jest oczywiste, do tego zachowanie Deidary wyraźnie na to wskazuje. Każdy powinien przejąć się śmiercią swojego pacjenta, którego już trochę się zna. Ale to nasunęła mi się inna refleksja. Matsuri "popełniła samobójstwo" (zupełnie jak ta pacjentka), gdy czuła się bardzo dobrze. Była praktycznie zdrowa. Co jeśli ten szpital zabija osoby, które wyzdrowiały? W takim przypadku następną ofiarą jest Tayuya, której Sora zaczyna naprawdę pomagać. Poza tym, to również tłumaczy zachowanie Madary. On musi wiedzieć jak ten szpital działa i to właśnie przez to w pewnych momentach reaguje agresją. Najzwyczajniej w świecie ratuje sobie życie.
    - Chyba nie muszę mówić o tym, że Gaara rozgryzł już dawno ten szpital. A może od początku jako wysoko postawiona osoba w policji wiedział o całym tym procederze i zadziałał dopiero, gdy zginęła jego ukochana? Chociaż nie, ten punkt nie ma sensu. Gdyby Gaara o tym wiedział, w życiu nie puściłby tam Matsuri.
    - Dalej, Uchiha. Mamy ich czterech w opowiadaniu: Itachi, Sasuke, Tobi i Madara. Do tego grona dołączyłbym również Utakatę. Czyli idąc dalej moim tokiem myślenia Akatsuki mają ludzi w wojsku, policji i szpitalu. Idealnie, aby maskować każdą podejrzaną rzecz.
    - Wyjście. Czemu czuję, że tą dodatkową dwójką będą albo Itachi i Kisame, albo Itachi i Tobi? Bo może to wściec Madarę i uniemożliwić mu normalne funkcjonowanie. Gdyby znaleźliby się z nim Uchihowie, mogłoby mu uaktywnić się instynkt samozachowawczy, czy jak to tam się zwało.
    - Sam Madara. Dla mnie jest on człowiekiem, który nie ma już niczego. Rodziny. Nadziei. Chęci, aby żyć dalej. Czemu tak sądzę? Bo powiedział, że potrzebna mu tylko kobieta, wódka i świeże powietrze. świeże powietrze = wolność, a wolności potrzebuje każda istota żywa. Kobieta, aby miał jakiekolwiek towarzystwo. Wódka jako lekarstwo na wszystko.
    No, to chyba wszystko. Serio mi się podoba ten blog. To wszystko jest takie cholernie interesujące.
    + ten szablon. On jest taki piękny! *-* I jeszcze jak czytałem to leciała mi muzyka z Tokyo Ghoula. Ach~
    Duużoo weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. + sorry za wszelkie powtórzenia, błędy itp. Pisałem na szybko, aby nic nie uciekło mi z głowy, a i tak czegoś zapomniałem xd

      Usuń
  7. Powiem ci, ze bardzo dobrze kombinujesz
    :3

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała
Mayako
Głęboki Off