20 kwi 2015

two


Śmierć jednej osoby to tragedia.
Śmierć miliona to statystyka


- Jak to się stało? - Głupszego pytania zadać nie mogłam. Chociaż nie… pytanie Dlaczego w tej sytuacji byłoby zerem bezwzględnym mojej głupoty.
Stałam obok Deidary, jeszcze nie przebrana w kitel. Dopiero przyszłam i od razu udałam się do blondyna, który przed chwilą musiał zamknąć korytarz dla chorych. Musieli wynieść ciało zmarłej z pokoju, a lepiej, żeby pacjenci tego nie widzieli. Czarny worek został wyniesiony przez Kakuzu i Hidana za pewne do chłodni. Wraz z mężczyzną odprowadziliśmy wzrokiem naszych znajomych oraz zmarłą. Pytanie zadałam dopiero, kiedy zniknęli nam z oczu.
Spojrzał na mnie i prychnął pod nosem, następnie odwracając się ode mnie plecami, a ja czułam jakbym dostała liścia.
- Zabiła się i tyle - rzekł.
Odszedł dwa kroki dalej, ale po chwili zatrzymał się, ponownie zwracając się w moją stronę.
- Skończyła swoje cierpienia - powiedział pozytywnie.
- Ale chyba jest ważne, co sobie zrobiła, żeby zapobiec innym takim wypadkom - burknęłam oburzona jego ignorancją na czyjąś śmierć.
- Chyba musisz coś zrozumieć. - Podszedł do mnie. - Ci ludzie tutaj to nie są wchodzący w brutalny świat nastolatkowie, którzy sobie nie radzą, biorą żyletkę i się tną, aby pokazać to światu. Młodzi mimo, że sobie nie radzą w pewnej chwili, to jednak wychodzą z chwilowych stanów depresji. Mają marzenia, cele do których dążą, nawet jak nie mają wsparcia. Chęć pokazania się światu, spełnienia się jest na tyle duża, że wyciąga ich z dołka i pozwala żyć - westchnął, poprawił swoją blond grzywkę, po czym kontynuował. - Takiemu możesz zabrać żyletki, alkohol, tabletki czy inne badziewia. Ale im tutaj nie. Ta starsza kobieta nazywała się Mina Tokoyama i cierpiała na formę psychozy zwaną schizofrenią, dobrze znaną chorobą. Codziennie śniła, a kiedy się budziła, chciała żyć dalej w swoim śnie.
- Zabiła się…
- Udusiła się sama. Wzięła poduszkę, przycisnęła ją sobie do twarzy i koniec.
- Boże… sama…
Wzdrygnęłam się, kiedy sobie to wyobraziłam. Kiedyś jako dziecko założyłam sobie foliówkę na głowę i chciałam sprawdzić ile wytrzymam. Kiedy zaczęło brakować mi tlenu, zaczęłam panikować, rozerwałam reklamówkę, a serce przez następne pięć minut biło mi jak oszalałe.
- Z medycznego punktu widzenia jest to trochę nieprawdopodobne, bo ciało psychicznie i fizycznie broni się przed jakimikolwiek zagrożeniami. Jednak, jeżeli psychika zawodzi…
- To ciało nie jest w stanie nic zrobić.
- Dokładnie - zaśmiał się, spoglądając na swoje stopy. - Trenowałaś coś kiedyś? - zapytał nagle zmieniając temat. Jego oczy rozbłysły przyjemnym ciepłym blaskiem.
- Coś tam było, a ty?
- Tak. Taki głupi przykład, ale… - znów parsknął  i pokiwał głową. - Kiedyś biegałem na krótkie dystanse. Brałem udział w zawodach i takie tam.
Zatrzymał się i podrapał po bródce, jakby właśnie przypominał sobie swoje dzieciństwo, a na każde wspomnienie kącik ust podnosił się wyżej i wyżej. Czekał cierpliwie na ciąg dalszy, na chwilę zapominając o tragedii jaka stała się w nocy.
- Byłem najmłodszy w grupie a zarazem najlepszy. Biegałem najszybciej, prześcigiwałem nie jednych moich o pięć lat starszych kolegów. Trener brał mnie na każde zawody, ale wiesz co… Nigdy nie wygrałem. Miałem trzecie, czasem drugie miejsce, ale nigdy kurwa pierwsze, a byłem najlepszy, najszybszy, najzdolniejszy.
Chociaż w tamtej chwili chciałam powiedzieć cokolwiek, bo widząc, jak nagle utracił ten ciepły blask w oku i zastąpił go smutkiem, krajało mi się serce, ale nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Przykro mi? Głupie przykro mi nic nie znaczy, bo to już było, przeszłość minęła i nic nie da się już z nią zrobić. Wehikuł czasu nie istnieje, dla mnie dzięki Bogu, więc trzeba iść dalej.
- Trener mówił mi same słodkie słówka. Miałem się nie przejmować i trenować. Trenowałem, ale tylko fizycznie. Byłem dobry, ale tylko fizycznie. Psychicznie byłem tak słaby, że to aż było nie do uwierzenia. Wygrywałbym, gdybym więcej czasu poświęcił dla swojego mózgu, dla nastawienia - westchnął. -  Psychika to najważniejszy element każdego człowieka. Jeżeli u kogoś jest ona zaburzona, to wszystko staje się niczym.
- Dlatego z tym skończyłeś? - zapytałam delikatnym głosem, nie do końca będąc pewna czy mogę naruszać jego prywatne życie.
- Nie. Moja matka zmarła i z ojcem wyprowadziliśmy się do innego miasta. Być może kiedyś bym zrozumiał te rzeczy, zaczął wygrywać. Może byłbym najlepszy w kraju. Ale to przeszłość, do niej nie powinno się wracać.
- Sora! Deidara! - usłyszałam za sobą głos zirytowanego mężczyzny.
Odwróciłam się i moim oczom ukazała się ruda czupryna dojrzałego mężczyzny ze zmarszczonym czołem. Za nim szła dwójka ludzi w moim wieku z posępnymi minami, jakby szli na skazanie. Nie trudno było się domyślić, że to krewni zmarłej osoby.
- O ile wiem, przerwa na pogaduszki jest około trzynastej - rzekł. - Deidara proszę udostępnić korytarz chorym, a ty Sora za dokładnie dwie minuty zaczynasz pracę - upomniał i poszedł dalej.
- Dobra, spadam, bo szef dziś nie w humorze - puścił mi oczko.
- Dziwisz się?
- To nie przez to. Śmierć jest czasem na porządku dziennym w tym miejscu. Do później.

- Jarałaś kiedyś?
- Zdarzyło mi się. Dwa może trzy razy - uśmiechnęłam się.
Dziś złapałam znacznie lepszy kontakt z Tayuyą. Chociaż z początku dalej była chamska, to z biegiem rozmowy znacznie się otworzyła, a nawet zaczęła uśmiechać. Siedziałyśmy razem na łóżku i rozmawiałyśmy, a ja zupełnie nie odczuwałam tego, że jest ona chora psychicznie.
- I jak? - zapytała z iskrą w oczach.
- Szczerze dla mnie żadnej rewelacji.
- Ale co się działo? - dopytywała.
- Chciało mi się spać, później jeść, i nic mnie nie obchodziło - powiedziałam. Wolałam jednak zakończyć ten temat. Narkotyki nie były dobrym tematem do rozmów z kimś, kto próbował odebrać sobie życie.
- Z tym nic nie obchodzeniem, to nawet dobre - rozmarzyła się.
- Nie. Zycie polega na tym, aby mieć kontakt z rzeczywistością, podejmować racjonalne decyzje, iść do celu. Śmiać się i płakać.
- Jaki jest pożytek z płaczu, co? - oburzyła się.
Westchnęłam.
- Z punktu medycznego oczyszcza oczy.
Zaśmiała się i wstała z łóżka. Podeszła do szafki. Szukała czegoś, a kiedy to znalazła odwróciła się. Znalazła się po drugiej stronie łóżka. Kucnęła, majstrując coś przy nim.
- Co robisz? - odwróciłam się do niej przodem.
Dziewczyna pokazała mi małą śrubkę, a zaraz znów ją schowała.
- Po co ci ona?
- Przedwczoraj zauważyłam, że moje łóżko jest niedokręcone, więc odkręciłam tę śrubkę.
- Ale dlaczego?
Nadal coś majstrowała, a po chwili wstała zadowolona.
- Tayuya - zmierzyłam ją wzrokiem. - Dlaczego?
Jej twarz posmutniała. Usiadła z drugiej strony.
- Teraz moje oczy będą bardzo czyste.
- Chciałaś się nią ciąć? - Nie do końca wierzyłam w to co mówię. Śrubką, ciąć się, przecież to prawie niemożliwe.
- Tak. Nie ma tu żadnych ostrzejszych narzędzi, a moja skóra i tak jest bardzo cienka.
Złapałam się za głowę i westchnęłam. Już po raz kolejny tego dnia. Niedługo wzdychanie będzie moim nawykiem. Poprawiłam kucyka, a zaraz potem wstałam, aby przenieść się na drugą stronę, obok Tayuyi.
- Kiedy… Kiedy się tniesz, nie płaczesz?
- Nie.
- Rozumiem.
- Wtedy płacze moje ciało, krew to łzy. Wolę kiedy ono cierpi. Wolę czuć ból fizyczny. Wolę się na nim wyżyć.
Chciałam ją objąć, ale nie mogłam. Lekarz nie powinnien się za bardzo spoufalać ze swoimi pacjentami. Jednak tak bardzo było mi jej żal.
- Wstydzisz się łez?
- Nie - odetchnęła. - Ten ból, psychiczny ból jest okropny, bo jest nienamacalny. Jest gdzieś wewnątrz, nie widać go, nie słychać. Nie można go dotknąć, uleczyć, założyć opatrunku - mówiła panicznym głosem, jakby właśnie miała zacząć płakać. - On po prostu jest i nie da się nic z nim zrobić. Pasożyt, który odejdzie, jak będzie miał taki kaprys - zaszlochała.
- Lekiem na niego są ludzie. To bliskie ci osoby, które…
- A co jeżeli ich nie ma? - spojrzała na mnie, swoimi dużymi szklanymi oczami oraz wydętymi ze smutku ustami. - Jeżeli ta osoba odeszła?
- Nie tylko jedna osoba jest na ziemi. Nie tylko dla jednej się liczysz - tłumaczyłam spokojnym głosem.
Prawda była taka, że łatwo było mi mówić, kiedy ja miałam w okół siebie grono zaufanych osób. Ludzi, którzy byli dla mnie, a ja byłam dla nich. Zawsze kogoś przy sobie miałam, ktoś służył mi dobrą radą, a ja czasem nie potrafiłam tego docenić. Czegoś tak małego, a zarazem tak wielkiego jak obecność innych ludzi. To daje szczęście, wiesz czasem po co żyjesz, kiedy twoje plany legną w gruzach. Masz dla kogo oddychać, bo zdajesz sobie sprawę, że twój uśmiech może uszczęśliwić twojego przyjaciela.
Byłam szczęściarą, tak jak większość ludzi. Jednak zawsze jest ten odsetek nieszczęśników, do których los się nie uśmiechnął. Którym zabrał tę niby nic nie znaczącą rzecz, której szczęśliwi ludzie nie dostrzegają.
Niektórzy zaprzyjaźniali się ze swoją samotnością.
- Ale mnie, kurwa, nie obchodzą inni ludzie - warknęła, ale nie na mnie. Była zła na swoje fatum, a właściwie nie swoje, a swojego ukochanego, do którego zbyt wcześnie zawitała śmierć.
- A gdyby tak nauczyć się żyć dla innych? Pomyśl, że on nadal cię kocha. Pomyśl, że chciałby twojego szczęścia, że sprawisz mu radość jednym uśmiechem.
- Łatwo ci mówić…
- Tak, łatwo. I szczerze mówiąc podziwiam cię, Tayuya.
Spojrzała na mnie badawczym wzrokiem.
- Podziwiasz? Za co? - prychnęła. - Przecież jestem, kurwa, świrem - zaśmiała się przez oczy pełne łez.
- Bo nadal tu jesteś. Walczysz z losem, który jest naprawdę ciężkim przeciwnikiem. Walczysz z każdym dniem i jak tak dalej pójdzie, niedługo rozpoczniesz nowe życie.
Uśmiechnęłam się, widząc jak z jej twarzy znika posępny grymas. Zastąpiło go zdziwienie i ukryta duma. W tej chwili przypomniała mi się poranna rozmowa z Deidarą.
- Jesteś silna, tylko musisz w to uwierzyć.




Czasem trzeba sobie dopomóc kawą, a w moim przypadku jeszcze czymś słodkim. Znaczy w sytuacji, kiedy jestem w pracy, coś słodkiego było zamiennikiem mojego odpowiedniego powera - kieliszka likieru adwokatowego. Zbytnio nie ufałam metalowym, wielkim puszkom, które po wrzuceniu monety dawały to, czego się od nich żądało, ale tym razem mnie nie oszukały. Chwyciłam w jedną dłoń batonika, a w drugą kawę z mlekiem.
- Otworzę - usłyszałam za sobą chrząknięcie.
Po chwili pojawił się przede mną mężczyzna z długimi kruczoczarnymi włosami związanymi w kitkę. Ubrany nie w kitel, a w zwykłe ciemne jeansy i koszulę polo, która zupełnie do niego nie pasowała.
- Dziękuję. Ty jesteś…
- Uchiha. Itachi Uchiha - przedstawił się, ale nie dostrzegłam żadnego uśmiechu.
Przeszłam przez drzwi, a on za mną. Zatrzymałam się przed wejściem do swojego gabinetu. Odwróciłam się w stronę Itachi’ego, ale on przeszedł obok mnie jak gdyby mnie nie widział i zmierzał w swoim kierunku.
- Jesteś bratem Sasuke - oznajmiłam, nie zapytałam. Potrzebowałam jedynie potwierdzenia. Sama nie wiem po co mi była ta wiedza. Może żeby w wolnej chwili porównać sobie obu braci.
- Obito to mój kuzyn, a Madara wujek - dodał i wyszedł.
Włożyłam jeszcze nie napoczętego batonika do ust, a wolną ręką nacisnęłam na zimną klamkę. Przywitał mnie chłodny powiew wiatru, na co moja skóra wręcz automatycznie zareagowała. Postawiłam kawę oraz słodycz na stole i zamknęłam okno.
Spojrzałam w lustro. Zobaczyłam młodą, nawet ładną twarz. Rozwiązałam włosy, aby ponownie związać je w niedbałego kucyka, ale tym razem uchwycić kilka niesfornych kosmyków, które do tej pory były wolne. Poczułam wibracje, ktoś dzwonił. Utakata.
- Tak?
- O której kończysz?
Uśmiechnęłam się do kobiety w lustrze.
- Po szesnastej powinnam być w domu.
- Mhm.
Rozłączył się. Nie zdziwiona tym faktem, schowałam telefon na swoje miejsce. Usiadłam, a następnie zajęłam się opakowaniem Twixa, które po chwili leżało już w koszu. Kawa była ohydna.




- Czy chcesz dalej przyjmować leki?
- Nie.
- Czy uważasz, że ci one pomagają?
- Nie.
- Więc, jak myślisz, co by ci pomogło?
Nasze spotkanie zupełnie różniło niż wczorajsze i było zupełną odwrotnością pierwszego.
Wczoraj Madara siedział jedynie na łóżku z zamkniętymi oczami, nikłym uśmiechem oraz jedną ręką przypiętą kajdankami do łóżka. Był odwrócony do mnie tak, że widziałam jedynie jego profil. Ani razu nawet na mnie nie zerknął, nie odezwał się. Był, ale była obecność tak samo nikła. Zadając mu pytania, odpowiadała mi jedynie cisza albo jego westchnięcie. Mogłam jedynie wczoraj rozmawiać sama ze sobą, mając nadzieję, że nagle stanie się cud i usłyszę głos mężczyzny.
Dziś mogłam nawet usiąść trochę bliżej niego. Dostawiłam krzesło obok jego łóżka, jednak nadal zachowywałam bezpieczną odległość. Głupio mi było się tak zachowywać, brak zaufania nie polepszy jego stanu, może go nawet pogorszyć, ale cholera… Musiałam uważać też na siebie. Prawda była taka, że to najpierw na siebie trzeba uważać, później na kogoś.
Ludzka psychika jest tak skonstruowana, że jednak egoizm jest w naszej krwi. Badania dowiodły, iż podczas jakiegokolwiek wypadku najpierw będziemy chronić automatycznie siebie, później innych. Takie są nasze bodźce, kiedy trzeba podjąć bardzo szybką decyzję, albo nawet nie zdąży się jej podjąć. Na przykład na kilka sekund przed wypadkiem samochodowym, kiedy kierowca wie, że dojdzie do tragedii, będzie się starał ocalić samego siebie, nie pasażerów. Jest to automatyczna reakcja naszego organizmu.
- Świeże powietrze. Wódka. Kobieta. I brak obecności niektórych osób - odpowiedział całkiem szczerze, a na jego twarz wypełzł uśmiech, tworząc kilka zmarszczek. Wzrok jakby na chwilę odżył, zaraz jednak wracając do swojej pustki.
- Rozumiem - rzekłam bardziej do siebie, niż do niego, delikatnie kiwając głową. - Gdybym załatwiła wyjście poza teren ośrodka, chciałbyś w tym uczestniczyć? - zapytałam.
Owszem takie wyjścia były rzadkością, jednak zdarzały się nawet i w zamkniętych zakładach. Z tym, że było to o tyle utrudnione formalnie, że nikt nie był chętny na organizowanie tego typu zajęć. Musiałabym załatwić ochronę, transport, papierkową robotę oraz zgodę na wyjście, co chyba było tutaj najtrudniejsze. W całej historii placówki Akatsuki, chyba tylko około czterech razy był organizowany taki wypad.
Zawsze uważałam, że zamykanie ludzi nie jest dobrym rozwiązaniem. Powinni mieć oni większy lub mniejszy dostęp do cywilizacji, nawet jeżeli ich choroba jest naprawdę poważna lub stanowią jakieś zagrożenie. Zagrożenie wynikające z ich upośledzenia, a nie charakteru oczywiście. Osoby mające kontakt z normalnością, mogłyby same zacząć zachowywać się normalnie. Grupa ludzi ma naprawdę duże znaczenie. Często zachowujemy się w niej tak samo jak pozostali, aby nie odstawać lub się nie wyróżniać. Tak jest po prostu bezpieczniej.
Sama bym zwariowała, kiedy zostałabym zamknięta w czterech ścianach, bez komputera, osobistych rzeczy. W pokoju bez tożsamości, z wyblakłymi ścianami, stalowym łóżkiem na którym pewnie ktoś kiedyś umarł, zimnymi meblami, a do tego towarzyszącą mi depresją lub inną wykańczającą chorobą. Paranoja.
Dlatego pomysł ten, chociaż narodził się w mojej głowie przed chwilą, nie brzmiał tak głupio i naprawdę zaczęłam mieć nadzieję na zrealizowanie go.
Madara spojrzał na mnie tępo, a następnie słyszałam jego znieważąjący śmiech. Tak jakbym powiedziała jakiś głupi żart lub założyła się o coś, co nie miało sensu. Zmarszczyłam brwi, choć wcale nie chciałam tego robić.
- Głupia. Naprawdę jesteś głupia, jeżeli myślisz, że coś takiego mogłoby się udać - burknął.
- Chciałbyś? - ponowiłam pytanie, nie zważając na jego obelgi. Zdążyłam się już do nich przyzwyczaić.
- Tak. Jak najdalej od Uchihów. Od tej mojej jebanej rodziny - syknął, a jego oczy nagle pociemniały.
Nie, nie… A było tak dobrze.
- Skurwysynów. - jego mięśnie napięły się do chyba granic możliwości.
- Madara, nie będzie…
- Zamknij morde! - wrzasnął na mnie.
Wyglądał jak lew, który właśnie odstrasza swojego potencjalnego wroga. Pokazuje swoją przewagę, licząc na to, że nieprzyjaciel zostanie wręcz sparaliżowany przez strach. Sparaliżowana poniekąd nie byłam, jednak wiedziałam, że sytuacja nie ma się dobrze i zaraz znów Madara może wpaść w furie.
- Dobrze, ale uspokój się… - próbowałam.
- Wypierdalaj - syknął tak zimnym i nieprzyjemnym tonem, że przeszły przeze mnie ciarki.
Rozmowa dobiegła końca. Gdybym nie wyszła, wpadłby w furie, a to nie było nic dobrego.
Od razu niemal pobiegłam do pokoju monitoringu i poprosiłam, aby mieli teraz na uwadze Uchihę. Dwójka starszych mężczyzn, a właściwie to prawie staruszków, spojrzała na siebie z grobową miną, po czym jeden kliknął kilka razy i na jednym z ekranów, który jeszcze przed chwilą był szary, pojawił się pokój Madary. Właśnie wychodził z niego jeden z pracowników, który oswobodził mężczyznę z kajdanek. Dziwne, że ten się nie bał podchodzić do kogoś, kto był nieobliczalny w swoim gniewie. Przez chwilę patrzyłam na ekran, jednak Madara nie robił nic niepokojącego. Po prostu siedział. Spojrzałam na biurko owych panów, na których znajdywało się kilka kubków po kawie, batoniki oraz karty i szachy. Przekręciłam oczami, nie zdając sobie sprawy, że jeden z nich bacznie mi się przygląda.
- Czy to wszystko? - mruknął ochrypłym głosem. Ochrypłym albo przepitym.
- Tak, proszę go obserwować przez jakieś pół godziny - poleciłam miłym tonem głosu.
- Dobrze znamy swoje zdania, proszę pani - wtrącił nieprzyjemnie ten drugi, sięgając po jeden z kubków kawy.
Kiwnęłam jedynie głową i wyszłam, przed tym mrucząc jeszcze niewyraźne “dziękuję” oraz “do widzenia”.
Teraz Gaara. Gaara Sabaku podejście numer trzy.




- Nadal tu pracujesz - przywitał mnie suchym stwierdzeniem, które miało być nawiązaniem do naszej wczorajszej nieprzyjemniej rozmowy.
Wczorajszego dnia Sabaku stwierdził, że jestem osobą niekompetentną i nie nadaję się ani trochę na psychologa. To tak w skrócie, bo oczywiście padały jeszcze inne zarzuty na moją osobę, ale nimi już mniej się przejmowałam. Zresztą… Zadne z nich jakoś bardzo mnie nie raziły.
- Najwidoczniej - mruknęłam siadając na swoim miejscu. - Nie jestem tu jednak byśmy rozmawiali o mnie, Gaara.
- Zdaję sobie z tego sprawę - sarknął.
Siedział na łóżku, a w dłoni trzymał książkę. Zazwyczaj właśnie takiego go widziałam - czytającego. Odłożył lekturę na bok, po czym zajął miejsce na przeciwko mnie.
- O czym pani psycholog, chce dziś rozmawiać? - zapytał lekko uśmiechnięty.
- Psychiatra - poprawiłam.
- Ty pomyliłaś mnie z mordercą - zauważył.
Zmierzyłam go nieufnym spojrzeniem. Nie, już się nie bałam. Czułam się dziwnie bezpiecznie. Bardziej przerażało mnie towarzystwo Uchihy, niż Sabaku. Czerwonowłosy był opanowany. Spokojnie odpowiadał na wszystkie moje pytania niekiedy z ironią i bezczelnością, ale odpowiadała. Mówił nie za dużo, nie za mało. W sam raz.
W sam raz.
Wszystko u niego było za bardzo w sam raz. To były tylko dwie wizyty, a ja już sama nie wiedziałam co mam z nim zrobić. Wiem, że czasem pacjenci zachowują się normalnie i nikt by nawet nie pomyślał, że coś im jest.
Był normalny. Miał znajomych, dziewczynę. Chodził na spotkania, nawet dobrze się uczył. Nie wiem, naprawdę nie wiem, co się stało… Częste słowa rodziców dziecka, które popełniło samobójstwo. I czemu, przecież wydawał się być normalny.
Gaara też wydaje mi się być normalny. Cholernie, normalny.
I przystojny.
- To ty byłeś policjantem, możesz mnie douczyć - uśmiechnęłam się.
- Wiedza bezużyteczna - sarknął.
- Każda się do czegoś przydaje. Może kiedyś błysnę nią na jakimś spotkaniu - starałam się jak mogłam, aby atmosfera była w miarę przyjemna.
- Zabójstwo to zabójstwo. Dajesz kulkę w łeb, lub dwie jak kto woli, albo dusisz - zamknął na chwile oczy. - Natomiast morderstwo jest to okrucieństwo wykonane przedśmiertnie na ofiarze, bądź w trakcie pozbawiania życia.
Skierował spojrzenie w prawy kąt. Stał się jakby na chwilę nieobecny, bo nawet nie słyszałam, żeby oddychał. Może żałował. Może…
- Jednak to jest nieoficjalna definicja. Ile źródeł tyle odpowiedzi, Soro.
- A to jest jakie źródło?
- Były oficer Sabaku Gaara - mruknął.
Chwila ciszy. Znów patrzył na mnie. Zaśmiał się.
- Chcesz wiedzieć, prawda? Ale źle by to wyglądało, gdybyś się mnie o to zapytała.
Tak. Niech go szlag, bo przejrzał mnie. Cholernie zżerała mnie ciekawość co do zabójstwa na Orochimaru, którego się dopuścił. I tak, nie mogłam się o to go zapytać. Jakby to wyglądało. Mnie nie interesowało to, co zaszło, a jedynie to, aby moim podopieczni wyzdrowieli. Nieważne czy byli przestępcami, czy nie. Mieli wyzdrowieć.
- O czym ty mówisz? - udałam głupią, co mi chyba nie wyszło, bo Gaara jeszcze bardziej się zaśmiał.
- Dostał dwie kulki w łeb w p-99. Szybka śmierć, bezbolesna. Nie znęcałem się, ani nie uciekałem. W sumie to sam zaczekałem na policję - westchnął. - Na moich kolegów z pracy, którzy nie mogli uwierzyć i nadal nie wierzą.
- A motyw?
Wstał od stolika z szerokim uśmiechem na ustach. Wyciągnął z szafy czarną bluzę, którą na siebie włożył. Gaara Sabaku nigdy nie miał na sobie szpitalnych ciuchów.
- Nieładnie. Nie powinnaś o to pytać.
- Sam zacząłeś temat - zauważyłam kąśliwie.
Coraz bardziej irytowały mnie te jego gierki i coraz bardziej upewniałam się, że Gaara najprawdopodobniej nie jest chory na żadną chorobę.
Nie chciał iść do więzienia. W pace byłych policjantów nie traktuje się zbyt dobrze, a Sabaku jako oficer miał pewnie w tym miejscu bardzo złą reputację. Udawał więc chorobę psychiczną, żeby…
STOP.
Nie mogę tak myśleć. Badali go ludzie z wieloletnim doświadczeniem, których nie da się oszukać. Dlaczego miałam więc jakieś wątpliwości?
- Bo prawdopodobnie nie mogłabyś przez to zasnąć.
Prychnęłam. Czy on naprawdę uważa, żę teraz całe moje życie kręci się wokół pacjentów? A najbardziej przejmuję się nim. Narcystyczny gość z tego Sabaku.
- Wyjdziemy może na dwór? - zapytał, a ja niemal skamieniałam.
- Dlaczego chcesz wychodzić?
- A dlaczego, nie? Trochę świeżego powietrza jeszcze nikomu nie zaszkodziło, poza tym mam dość siedzenia w zamkniętym pomieszczeniu - warknął.
Zaczął patrzeć na mnie wyczekująco, kiedy stanął pod drzwiami. Przekręciłam oczami, ale zaraz spakowałam notatki do torby i ruszyłam ku niemu. Szliśmy korytarzem w ciszy.
Gaara nie zwracał uwagi na innych ludzi, nawet się ani razu nie obejrzał. Kroczył z klapkami na oczach. Uśmiechnęłam się delikatnie do Deidary, który siedział właśnie przy stoliku, gdzie dwóch pacjentów grało w szachy. Lekko skinął mi głową, po czym dalej wpatrywał się jak konik bije wieże.
Usiedliśmy przy jednym ze stolików do szach, obok mini boiska do koszykówki. Wiał chłodny wiatr, mimo, że była połowa kwietnia. Od czasu do czasu przez gęste kłębiaste chmury przebiły się promienie słoneczne, oświetlając placówkę i przy okazji nas. Jednakże temperatura nie rozpieszczała, a ja automatycznie złapałam się za ramiona. Oprócz nas, świeżego powietrza zaczerpywała jeszcze dwójka innych pacjentów, oraz jeden pracownik, który musiał tu siedzieć. Jak zwykle czytał gazetę.
Znów zawiało.
- To nie był dobry pomysł, Gaara.
- Za zimno? - zaśmiał się. - Widzisz z chęcią dałbym ci bluzę, jak to robią normalni ludzie, ale… - ponownie się zaśmiał, ukazując szereg białych zębów. - Ale przecież jestem nienormalny.
Po raz kolejny zbił mnie z tropu. Zamknęłam oczy i pokręciłam głową z dezaprobatą. Miałam mieszane uczucia do wszystkiego. Przetarłam dłonią twarz, kątem oka zerkając na pracownika, który siedział dziesięć metrów od nas. Przekręcił stronę gazety. Pacjenci byli zajęci rozmową między sobą.
Westchnęłam.
Gaara nadal się uśmiechał, jakby wyczekując mojej reakcji, którą prawdopodobnie i tak już przewidział. Zmrużyłam oczy, a jego uśmiech jeszcze bardziej się pogłębił.
- W co ty, do cholery, grasz? - spytałam cicho.
Nie powinnam w taki sposób zwracać się do pacjenta. Prawdopodobnie gdyby…
- Gdyby usłyszał to ktoś z Akatsuki, zostałabyś zwolniona, Sora - zaakcentował moje imię. - Heh, nieładnie jest się tak zwracać do pacjenta.
- Przestań już. Nie bez powodu wyszliśmy na dwór - zauważyłam.
Starałam się zapanować, nad swoim niemiłym podejrzliwym głosem, który tylko mógł go zrazić. Starałam się, ale same starania to za mało.
- Czyżbyś zaczynała myśleć? Brawo - sarknął zadowolony.
- Gaara - syknęłam. - Powinieneś siedzieć w więzieniu, jesteś psychopatą. To jest twoje jedyne urojenie psychiczne, a tego nie da się leczyć w takich miejscach jak to.
Oprócz zimnego powiewu wiatru, który zaczynał niemal ranić moją skórę, poczułam coś jeszcze. To samo co przy pierwszym spotkaniu z nim. Strach, lęk i brak zaufania do kogoś, kto jest w stanie zabić człowieka. Ktoś normalny, kto pod wpływem impulsu zabija i zdaje sobie  sprawę z tego co robi. Siedziałam na przeciwko w pełni zdrowego zabójcy. Nieobliczalnego psycho…
- Socjopatą, jak już. Mylisz pojęcia - westchnał. - Dlaczego uważasz, że jestem normalny? Badało mnie bardzo dużo ludzi z Akatsuki i stwierdzili…
- Gówno prawda - syknęłam.
- Ostre słowa, pani doktor.
Obydwoje zamilczeliśmy. Sabaku pewnie czekał, aż ponownie wybuchnę, a mi się chciało płakać. Z mojej bezsilności, niemocy i słabości, bo który psychiatra daje się tak łatwo podejść przez pacjenta. Miałam już dojść na dzisiaj.
- O co tu chodzi? - mruknęłam sama do siebie, niemal rozpaczliwie. Szukałam odpowiedzi, której nikt nie mógł mi udzielić, lub była tak banalna, że nie brałam jej nawet pod uwagę.
- Zapytaj się Madary dlaczego tak bardzo nienawidzi Uchihów - usłyszałam.



- Chcesz się napić? - zapytał Utakata, siadając obok mnie.
- Alkohol nie jest lekiem - stwierdziłam ponuro, nie odrywając wzroku od ekranu telewizora.
Leciał jakiś bezsensowny film, którego tytułu nie pamiętałam. Jednak robiłam wszystko, aby nie myśleć o czerwonołosym i rozmowie z nim, która doprowadziła do półgodzinnego płaczu, gdy tylko przeszłam przez próg domu. Utakaty na szczęście wtedy nie było, ale głupi nie był. Oczy nadal były zaszklone, więc kiedy tylko wrócił zaczął dopytywać się, co się stało. Zbywałam go głupim “nic”, a później opowiedziałam zmyśloną historię o tym, jak to dzisiaj byłam świadkiem potrącenia psa i zrobiło mi się przykro. Swoją wrażliwość na sceny dnia codziennego przykryłam również okresem, co razem dało dobre wytłumaczenie dla mojej płaczliwości, ale czy on w to uwierzył… Nie wiem, ale póki nie drążył tematu było dobrze.
Na szczęście jutro miałam wolne, a Utakata pracował, więc cały dzień mogłam przeleżeć. Chociaż to było trochę szczęście w nieszczęściu. Pomimo że cieszyłam się, że nie będę jutra musiała ogladać czerwonowłosego i jego uśmiechu, wywołanego moim zdenerwowaniem lub zdezorientowaniem, to wiedziałam, iż się od niego nie uwolnię. Będę myśleć o wszystkim, co jest związane z psychiatrykiem, nim oraz Madarą.
“Zapytaj się Madary, dlaczego tak bardzo nienawidzi Uchihów…” zdanie to cały czas rozbrzmiewało w mojej głowie. Krzyczało i kuło w każde miejsce, nie mogłam ani na chwilę odwrócić od tego swoich myśli. Moja ciekawość została pobudzona do granic możliwości. Już chwytałam za telefon, wybierałam numer do Deidary, ale wtedy coś jakby nagle mnie kopnęło. Gaara nie bez powodu wyszedł na dwór. Tam, gdzie akurat nikt z pierwszorzędnego składu Akatsuki się nie kręcił. Gdzie mogliśmy naprawdę porozmawiać.
Wszystkie fakty się jednak redukowały jak plusy i minusy w działaniach matematycznych. Gaara Sabaku nadal był jednak pacjentem, nadal miał nie po kolei w głowie, co mogło być właśnie przyczyną takiego, a nie innego zachowania. Niektórzy wyobrażają sobie, że żyją w matrixie. Gaara natomiast mógł sobie ubzdurać coś innego. Próbował przekonać do tego mnie, aby udowodnić, iż jest w pełni normalny. Każdy chory myśli, że jest zdrowy. Ale…
- Jednak łagodzi ból - złożył delikatny pocałunek na moim czole. - Mamy jeszcze likier kawowy, naleje ci.
- Dziękuję za rozpijanie mnie - mruknęłam ironicznie z uśmiechem.
- Do usług - odkrzyknął z kuchni
Przyniósł dwa kieliszki z likierem. Zmrużyłam oczy.
- Ty i likier?
Usiadł obok mnie.
- Na chwilę stanę się kobietą - powiedział damskim głosem.
- To znaczy, że ja jestem lesbijką?
Oboje się zaśmialiśmy. Upiłam trochę alkoholu. Uwielbiam likiery, a w szczególności ten kawowy. Co prawda trochę kosztował, ale był wart swojej ceny. Utakata nadal nie zdradził mi, gdzie go kupuje, a w internecie nie mogłam znaleźć żadnych informacji. A co jak mnie truł?
- W tych czasach wszystko jest dozwolone. Co będziesz jutro robić?
- Pomyślmy… Może spotkam się ze swoim kochankiem.
Puściłam mu oczko.
- Mhm. Pozdrów go ode mnie - powiedział niewzruszony.
- Dobra. Poczestuję Romka whiskey.
- O nie, nie, nie. Róbcie co chcecie i gdzie chcecie, ale od mojej pięćdziesięcioletnej whiskey wara - warknął.
Zrobiłam minę zbitego psa. Utakata sprawił, że zapomniałam nagle o wszystkim.



Cześć.
Nie wiem co powiedzieć, więc chyba nic nie powiem.
Po prostu mam nadzieję, że nie zanudziłam, a i błędów za dużo nie narobiłam.
To ten...
Do następnego, a ja idę oglądać Kuruko xD

16 komentarzy:

  1. Uaaauaaaaaaaa, mam nadzieję, że szybko opowiesz o tym dlaczego Madara ich nienawidzi. Wiedziałaś jak zagrać mi na uczuciach, Ty wredna Tyyy. xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Przed chwilą przeczytałam i od razu musiałam skomentować.
    Dawno już nie czytałam tak niepokojącego tekstu. Niepokojącego, dokładnie, to jest idealne słowo. Wszyscy pacjenci są wyjątkowo tajemniczy. Szaleniec czy oświecony, który widzi to co dla większości śmiertelników jest ukryte, pojawia się pytanie? Ich choroby są w jakiś pokręcony sposób fascynujące. Przy fragmentach obrazujących rozmowy pomiędzy Sorą a pacjentami zastanawiałam się kto tutaj naprawdę jest wariatem. Bo przecież jeśli w tłumie szaleńców odszukać jedną dobrą duszę, to czyż nie ona byłaby odmieńcem? Dla przykładu Tayuya wygaduje bzdury, ale dla niej to jest całkowicie logiczne. Takie właśnie dziwne, niepokojące myśli przychodziły mi do głowy podczas czytania. Atmosfera ogólnie jest świetna.
    Mam wrażenie jakby za istnieniem Akatsuki krył się jakiś przerażający sekret i chciałabym wiedzieć jaki.
    Ale się rozpisałam. Ogólnie to powodzenia i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niepokojącego, powiadasz.
      Dziękuję bardzo za komentarz. Cieszę się, że rzeczywiście stworzyłam tą niepokojącą i tajemniczą aurę w tym opowiadaniu. Taki był zamiar, ale nie byłam pewna czy mi się uda.
      Jeszcze raz dziekuję :3

      Usuń
  3. Tajemnica.
    To odpowiednie słowa dla całego Twojego opowiadania, które ocieka nim w każdej skali, w każdym centymetrze i w każdym skrawku wyobraźni. Wciąż poznajemy coś nowego, ale coś niedopowiedzianego.. co wzbudza w nas zainteresowanie, co nas intryguje.. czego za wszelką cenę pragniemy się dowiedzieć.
    W dodatku opisujesz to dokładnie w taki sposób, jakbyś posiadała magiczną różdżkę niepotrafiąca się oderwać nawet przez chwilę...
    Akatsuki. Sama ta nazwa jest tajemnicza.. a pomimo iż mało o nim wiemy, ma się poczucie wrażenia, że jeszcze wiele przed nami i dopiero przekonamy się o tym co tak naprawdę się za nią kryje.
    Madara to kolejna zagadka.. skąd jego nienawiść? ;)
    Pozdrawiam i życzę weny.
    Do następnego! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. <3
      Jej. Już druga osoba mówi, że o tej tajemniczej atmosferze w opowiadaniu.
      O Madarze dowiemy się więcej chyba w 4 rozdziale. Tak szybko to się nie rozwiąże xD
      Aww dziękuję bardzo za komentarz, Anja :3

      Usuń
  4. Hej Neko :)
    Rozdzia super. Tajemniczo, ciekwie i utrzymane w klimacie bloga. Jestem totalnie na tak, Postać Sory bardzo ciekawa, chce pomagać ludzią, choć trochę ją to przerasta. Podziwiam ją, ja bym chyba się bała, takie osoby są nie przewidywalne i nie bazpieczne jak widać na przykładzie Madary. Postać Gaary mnie bardzo cieakwi, no bo niby wygląda i zachowuje się normalnie, ale jednak znalazł się w tym ośrodku, czyli albo tak jak myśli Sora, że nie chciał pójść siedzieć albo może ktoś z Akatsuki posawił zła diagnoze. Cóż czekam na następny rozdział by dowiedzieć się więcej.

    Cieszę się że założyłaś tego bloga, odnajdujesz się w tematyce bez problemu i naprawde potrafi wciągnąć człowieka.

    Weeeeeeeeeeeeny i do usłyszenia na GG :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaa cześć Ronny :3
      Huehuehue te teorie spiskowe, no ale zobaczycie o co chodzi. Nic nie mogę powiedzieć XD

      Ech. Teraz jest jeszcze w miare łatwo, ale naprawdę poświęciłam dużo czasu na zaznajomienie się z tematyką. Szukanie informacji jak pracują szpitale psychiatryczne no i o chorobach psychicznych, których jest naprawdę mnóstwo. Zobaczymy jak bedzie dalej.

      Dzięki, :3

      Usuń
  5. Nudzac się na matmie, skończyłam czytać rozdział.... dzięki, umiliłaś mi ten przykry czas ♥

    Daję okejkę! Jestem ciekawa, co kryje się za tajemnicą rodziny Uchiha ;)

    (Komentarz taki elokwentny :ooo)

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehehe to ja dziękuję :3
      W końcu rozdział przeczytała sama Chusti, to już coś ♥

      Elokwentne komentarze są najlepsze xD

      Usuń
  6. Miałam nadzieje że wczoraj ukaże się nowy rozdział.. :(
    No ale czekam dalej ;) Trafiłam na tego bloga w sobotę i od razu mi się spodobała (świetna muzyka) twoja nowa historia.
    Gaara jest bardzo pociągający i po cichu liczę że może dodasz trochę erotyki :)
    Pozdrawiam i czekam na następny ! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też miałam taką nadzieję, ze dam radę wstawić rozdział wczoraj, ale nie plany na weekend bardzo niespodziewanie mi się zmieniły i plusz bombki strzelił.
      Dziękuję za komentarz i spokojnie do soboty rozdział na pewno się ukaże.
      :3

      Usuń
  7. Przeglądam sobie Twojego bloga, bo zaciekawił mnie tytuł i nagle...
    MÓJ ULUBIONY CYTAT! BOŻE, KOCHAM GO! STALIN TAK BARDZO. NAJBARDZIEJ JEBNIĘTY CZŁOWIEK W HISTORII!
    Okey, sorry.
    Ja tu wrócę, gdy będę mieć lapka. Wrócę prędzej czy później.
    Masz nowego 'czytelnika'.
    *komentarz bezsensu*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Stalin był świrem wszech czasów.
      Dobra, wierzę i czekam na twój powrót :3

      Usuń
    2. Po 10 dniach wracam~
      Cholera... Ja chcę wiedzieć, co będzie dalej.
      Jak sama zauważyłaś - tematyka psychiatryka jest trudna, a Twój styl pasuje do niej.
      Potrafisz oddać to, jak czułaby się lekarka.
      Plus ten wątek z Uchihami...
      No właśnie - postacie. Czy tylko dla mnie Tayuya jest cholernie realistyczna? Przypomina mi mojego znajomego, który btw jest już świętej pamięci...
      No ale nie zanudzajmy - Gaara. On coś wie. Orochimaru zawinił i dostał to, na co zasłużył.
      W mojej głowie zrodziła się myśl, że to Uchiha założyli zakład psychiatryczny, który wcale nie pomagał pacjentom, a ich zabił. Plus Sasuke pracuje w policji, więc mógł zatuszować wszelkie skargi.
      *rozkminy Ayo*
      No, to czekam na więcej, życzę wenki i sorry jeśli są jakieś błędy (piszę jedną ręką xd).

      Usuń
    3. Oj co to jest dziesięć dni.
      Generalnie jest już nowszy rozdział - SAN, więc zapraszam.
      Powiem ci, że dobrze kombinujesz :3
      Ujmę to tak, wiesz, że dzwoni, ale nie do końca wiesz gdzie. Soł, będzie z ciebie dobry detektyw xd
      Dziękuję za komentarz :3

      Usuń

Szablon wykonała
Mayako
Głęboki Off