19 mar 2015

Ichi


"- Śniło mi się, że poszłam do lekarki i powiedziałam, że zostało mi osiem minut życia. Czekałam w pierdolonej poczekalni pół godziny..."
~ Sarah Kane



- Jak poszło? - zapytał mój narzeczony, kiedy tylko przekroczyłam próg drzwi.
Zamknęłam je na klucz. Wolałam mieć pewność bezpieczeństwa, chociaż z drugiej strony, kto ośmieliłby się włamać do domu wojskowego oraz pani psychiatry, która bardzo często współpracowała z policją. Jednak już od dzieciństwa lubiłam mieć pewność do wszystkiego. Nie znosiłam niejasnych spraw, tak samo jak i kłamstwa. Jeszcze raz sprawdziłam, czy drzwi aby na pewno są domknięte. Zdjęłam buty i ruszyłam do salonu, gdzie przebywał Utakata.
- Zaczynam w poniedziałek. - Usiadłam obok niego na kanapie.
Zabrałam mu książkę sprzed nosa, którą przez ostatni tydzień namiętnie czytał. Chwyciłam go za podbródek i zmusiłam, aby na mnie spojrzał. Uwielbiałam ten chłodny wyraz twarzy i towarzyszące mu złote tęczówki, które tworzyły niebanalny kontrast. To właśnie na tę zimną mimikę twarzy poleciałam i dałam się nią omamić już na pierwszym spotkaniu. To było dwa lata temu, a ja czuję się, jakby nasza pierwsza randka miała miejsce wczoraj. Czas mijał, a moje uczucie względem niego jedynie rosło. Podniecał mnie każdy kawałek jego ciała, głos, a nawet oddech.
- Czyli mamy weekend dla siebie - mruknął mi do ucha, a zaraz potem delikatnie przygryzł jego płatek.
Uwielbiałam, gdy to robił. Kiedy się lekko ode mnie odsunął, pozwoliłam sobie położyć głowę na jego piersi. Nie był szczególnie umięśniony, pomimo iż pracował w wojsku. Zawsze wolałam facetów barczystych i silnych, ale do niego to po prostu nie pasowało. Kochałam go takim, jakim był i już nie mogłam doczekać się, aż na mocy prawa staniemy się swoją własnością aż po grób.
- Planujesz coś? - mruknęłam, gładząc go po brzuchu.
Ostatnio obydwoje mieliśmy napięty grafik. On co chwila był w trasie. Szkolił młodą kadrę, albo najzwyczajniej w świecie siedział na nudnych szkoleniach lub rozmowach dla oficerów. Ja natomiast starałam się o nową posadę, ponieważ wcześniejszą musiałam rzucić. Praca z policjantami była naprawdę trudna i nie czułam, że się spełniam w tej roli. Zostałam psychiatrą po to, aby pomagać naprawdę chorym, a nie przez większość czasu użerać się z ludźmi, którzy chcą wymusić ode mnie receptę na antydepresanty lub inne leki.
Dlatego rzuciłam tę pracę, chociaż z policją nadal współpracowałam. Pomagałam im, kiedy mogłam. Cóż, pracował tam mój przyjaciel Sasuke, więc czułam się jakoś zobowiązana do pomocy.
Dziś byłam na rozmowie kwalifikacyjnej do pracy w szpitalu psychiatrycznym, który słynął z przyjmowania do siebie pacjentów z naprawdę głębokimi urazami psychicznymi, których nie dało się wyleczyć. Ponadto często trafiali tam przestępcy, którzy poprzez zdiagnozowaną u nich chorobę nie mogli przesiadywać w więzieniu. Szpital był znany w całym kraju, a pracowała w nim naprawdę dobrze wykwalifikowana kadra ludzi, którzy chcieli pomagać innym ludziom. Niestety ten, kto trafiał do Akatsuki, bo tak potocznie mówiono o tym miejscu, nigdy już z niego nie wychodził. Był to dom dla prawdziwie obłąkanych, którzy bezpowrotnie stracili kontakt z rzeczywistością. Smutne, ale prawdziwe.
Dlatego też nie każdy mógł pracować w takim miejscu. Tamten zespół był w tych murach od początku jego istnienia. Oczywiście byli też inni, ale przychodzili i odchodzili, bo nie wytrzymywali presji pracy. Tamta dwunastka, a teraz niestety już jedenastka trzymała się od początku. Ponoć nie mieli oni życia prywatnego, ponieważ cały swój czas poświęcali chorym. To naprawdę niesamowite i poruszające.
Sama ja podchodziłam do tego wszystkiego trochę egoistycznie, do czego aż głupio było mi się przyznać. Naprawdę chciałam pomagać ludziom, sprawdzić się w roli prawdziwego psychiatry. Jednak oprócz tego pragnęłam zobaczyć na własne oczy te osoby. Doświadczyć ich inności, poczuć to. Przekonać się, czy jest jak na filmach o zamkniętych zakładach dla obłąkanych. Tak, jak mówiłam, to egoistyczne, ale co zrobię na to, że jestem człowiekiem, którym również kieruje ciekawość.
- Tak. Romantyczną sobotnią kolację z moją ukochaną, a później upojną noc.
- Ta twoja ukochana musi być szczęściarą, co? - zaśmiałam się.
- Niestety tego nie docenia - powiedział smutno.
Podniosłam głowę do głowy i zgromiłam go wrogim spojrzeniem. A przynajmniej próbowałam, ponieważ sam Utakata powtarzał, że moje złote tęczówki zawsze są ciepłe i miłe. Nawet jak chce go zabić, czy gdy mam okres. Tak mówił.
- Wypraszam sobie - burknęłam.
Usłyszałam jedynie gromki śmiech, a zaraz potem dłoń mężczyzny wylądowała na moich rudych włosach, zostawiając je rozczochrane.
- Chodź do kuchni. Zrobię kawy i opowiesz mi jak było.


Siedziałam z kubkiem gorącej kawy rozpuszczalnej i wyglądałam przez okno, czekając aż szatyn zaleje swój kubek. Zawsze, ale to zawsze wstawiał za mało wody i nigdy nie starczało na dwa kubki. Aby zapełnić chwilę, przyglądałam się czerwonowłosej nastolatce, która siedziała na ławce i paliła papierosa. Znałam dziewczynę. Mieszkała w bloku na przeciwko od dziecka. Sąsiedzi nie lubili owej panienki, ponieważ przynosiła same kłopoty. O ile pamiętam, miała trudne dzieciństwo, ponieważ była niechcianym dzieckiem. Teraz wychowywała ją ciotka, która była starą panną. Czerwonowłosa miała na pieńku z prawem, poza tym chodziły pogłoski, że dorabiała jako prostytutka. Było mi jej naprawdę szkoda, bo dziewczyna ładna, a i mądra kiedyś była. W gimnazjum uczyła się na dobrym poziomie, toteż miała szansę dostać się do dobrej szkoły. W tym roku stanie się pełnoletnia. Szkoda, bo czerwonowłosa już raczej nigdy nie wyjdzie na ludzi. A to tylko dlatego, że nikt nie potrafił się nią dobrze zająć, pokazać odpowiedniej drogi. Cholernie szkoda.
Sama nie miałam łatwo. Moja matka zmarła, kiedy miałam cztery lata i ledwo ją pamiętam. Co z resztą gadam, pamiętam ją jedynie ze zdjęć. Ojciec ożenił się po raz z drugi z kobietą, która nienawidziła mnie z całego serca i życzyła mi na każdym kroku porażki. Małżeństwo zaowocowało drugim dzieckiem mojego ojca, synem, który tak jak matka, nie pałał do mnie sympatią. Nienawidzili mnie, ale ojciec zawsze przy mnie był. Starał się pomagać. Jakoś dałam radę, skończyłam studia, wyszłam na ludzi. Dałam radę, bo miałam przy sobie kogoś, kto chciał mi pomóc. Ta dziewczyna nie ma.
- Opowiadaj - rzucił, siadając naprzeciwko mnie. Spojrzałam na niego i lekko się uśmiechnęłam.
- Od czego mam zacząć? - zapytałam.
- Najlepiej od początku. Hmm, może od tego na czym będzie polegała twoja praca, a później powiesz jak było na rozmowie - wyjaśnił, słodząc swój napój. Dwie czubate łyżeczki.
- Będę pracowała od poniedziałku do piątku, czasem w soboty. Zazwyczaj około ośmiu godzin, chociaż czasem mogę zostawać dłużej… - przerwałam widząc jego minę.
- Super. Tyle czasu ze świrami…
- Utakata! To chorzy ludzie - pouczyłam go. Kwestia mojej pracy zawsze była bardzo dyskusyjna. Szatyn nie lubił tego, co robiłam, ponieważ bał się o mnie. Obawiał się, że kiedyś sama przez to oszaleję. Rzeczywiście zdarzają się takie przypadki, ale przysięgłam mu, że kiedy coś się stanie złego w mojej psychice, co on zauważy, automatycznie rzucę moją profesję. Było to dla mnie jednak parodią. Utakata był wojskowym i szanse, że się mu coś stanie, były większe niż na to, że ja zwariuję.
- Nieważne. Mów dalej - odpuścił.
Westchnęłam. Znów pomijaliśmy niektóre tematy, byleby się tylko nie kłócić. Czasem bałam się, że to wszystko kiedyś wybuchnie. Ten zbiór tabu, który działa na nas zbyt impulsywnie.
- Będę opiekować się trójką ludzi, których przedstawią mi w poniedziałek. Ponoć dwóch mężczyzn i jedna kobieta.
- Dziwne. Przecież zakład ma więcej… pacjentów. - Miał naprawdę duże szczęście, że nie powiedział świrów.
- Nie wiem, nie wiem - upiłam łyk kawy. - To Akatsuki, oni rządzą się trochę innym prawem. Kobieta, z którą rozmawiałam, nie powiedziała mi dziś za dużo.
- Właśnie, a jak rozmowa?
- Rozmawiałam z niejaką Konan Yaggarasi. Jest jedną z tej jedenastki, którzy są stałymi pracownikami zakładu. Była naprawdę bardzo miła i uprzejma. Widać, że jest uczuciowa i przepełnia ją empatia.
- Dużo pytań zadawała?
- Nie więcej niż ty. - Puściłam mu oczko.
- No, ej. Jestem ciekaw. To chyba dobrze, że się tobą interesuję?
- Tak, tak, kochanie - przerwałam. - Nie, żadnych intymnych czy nadwyraz osobistych pytań. Raczej była to zwykła rozmowa kwalifikacyjna. Na koniec jedynie zapytała, czy jestem pewna co do pracy tutaj. Czy na pewno tego chcę i wiem, że mogą być skutki uboczne.
- Nawet oni cię ostrzegają, a ty jak głupia pchasz się tam, gdzie nie powinnaś - burknął.
- I vice versa. W wojsku również nie jest bezpiecznie. Lepiej temat naszej pracy zostawmy w spokoju.
- Też tak sądzę.
Ostatnie zdania, były wypowiedziane chłodniejszym, nieprzyjemnym tonem. Coś jak wstęp do kłótni, która została zakończona przed jej rozpoczęciem. Jeszcze raz spojrzałam przez okno. Dziewczyny już nie było.


Związałam mojego dobieranego czarną gumką i jeszcze raz dokładnie przyjrzałam się sobie w lustrze. Miałam dwadzieścia sześć lat, a w tej fryzurze znów wyglądałam jak licealistka. Przejechałam delikatnie opuszkiem palców po moich śliwkowych ustach, aby sprawdzić czy pomadka już wyschła. Uwielbiałam podkreślać wargi, a oczy zdobiłam jedynie delikatną ciemną kredką oraz mascarą. Na ten wieczór wybrałam dopasowaną sukienkę w kolorze węgla do kolan, odsłaniającą plecy. Matowa z małymi brylantami z boku prawego uda. Na szyję zawiesiłam srebrną kolię, którą dostałam rok temu na urodziny od Utakaty.
- Wyglądasz pięknie. Szczerze powiedziawszy, jak dla mnie możemy darować sobie tę kolację i od razu przejść do rzeczy - zaśmiał się.
Odwróciłam się i pokazałam mu język. Mężczyzna również prezentował się nieziemsko, zakładając na siebie czarny garnitur oraz krawat w kolorze mojej szminki. Oczywiście to ja mu przyszykowałam strój, ale ten fakt można pominąć.
- Nie ma tak dobrze. Chcę się napić dobrej whisky.
- To jest kobieta - mruknął dumnie.


Wybraliśmy się do naszej ulubionej restauracji w centrum starego miasta. Oczywiście wcześniej zarezerwowaliśmy stolik, bo gdybyśmy przyszli bez rezerwacji, to nie znalazłoby się dla nas nawet miejsce przy barze. Lokal był gustowny, a każdej soboty przy kolacji towarzyszyła jakaś orkiestra. Tego dnia była to para skrzypków, która męczyła Cztery Pory Roku Vivaldiego. Osobiście wolę to w wersji bardziej urozmaiconej, ale nie narzekałam.
Obydwoje zamówiliśmy whisky. Jeżeli chodzi o jedzenie, ja skusiłam się na sałatkę z kurczakiem, a mężczyzna na wołowinę z ryżem i grzybami tofu. Trochę minęło, zanim kelner przyniósł nam nasze zamówienie. Czas ten przeznaczyliśmy na rozmowę, a tematów nam nigdy nie brakowało.
Po skończonej kolacji, wróciliśmy do domu. Tak, jak było to zaplanowane, noc spędzilismy naprawdę upojnie. Kochałam go za wszystko. Za to, że zawsze traktował mnie jak damę. Nigdy nie zrobił niczego wbrew mojej woli. Cierpliwie czekał, aż się na coś zgodzę. Nigdy nie wymusił na mnie stosunku czy też pocałunku. Kochałam go, bo jego dotyk był tak delikatny, jakbym miała się zaraz rozpaść. Traktował mnie jak swój skarb, albo ulotną chwilę. To nigdy nie był tylko seks. To było coś bogatszego, czego słowami nie da się opowiedzieć.





- Proszę, to są dokumenty trójki pani podopiecznych - rzekła niebieskowłosa i wręczyła mi do ręki trzy szare koperty, podpisane z imienia i nazwiska. - Proszę je teraz na spokojnie przejrzeć, a kiedy pani skończy, przyjść do sali numer dziewięćdziesiąt pięć. Za pół godziny zaczynamy spotkanie.
- Dobrze - uśmiechnęłam się delikatnie, kładąc dokumenty na stole.
Kobieta również obdarowała mnie ciepłym uśmiechem i wyszła z małej, ale przytulnej kanciapy.
Zabrałam się za akta moich przyszłych podopiecznych. Pierwsza koperta zawierała informację na temat niejakiej Tayuyi Hokumon. Kobieta liczyła sobie dwadzieścia jeden lat. Była mojego wzrostu, ale chudsza o całe pięć kilogramów. Skończyła liceum na bardzo dobrym poziomie, ale przeżyła załamanie nerwowe po stracie swojego ukochanego. Nie mogła tego przeżyć. Miała dwie próby samobójcze na koncie oraz niezliczoną ilość napadów nerwowych, w których to potrafiła wyrywać sobie swoje ciemnoróżowe włosy z głowy. Nie zaobserwowano u niej agresji względem innych osób. Była raczej spokojna i poukładana, kiedy nie dostawała szału, oczywiście.
Drugą podpisano Madara Uchiha. Czterdziestoletni facet, wysoki, barczysty z bujną czupryną. Schizofrenik, który sceptycznie, a wręcz negatywnie był nastawiony do świata i do ludzi. Rozmawiał, jednak często upadlał i szydził ze swojego rozmówcy. Potrafił być agresywny, dlatego trzeba było zachować przy nim szczególną ostrożność. W nocy często miewał napady złości, dlatego musiał być przypinany pasami do łóżka. Nienawidził wspomnień o swoich znajomych oraz rodzinie. Tematu nie należało poruszać.
Ostatni dokument należał do Gaary Sabaku. Mniej więcej mojego wzrostu, umięśnionego dwudziestodziewięciolatka z czerwonymi włosami. Przestępcy, a jeszcze dawnej policjanta. Prowadził on jedną sprawę lekko związaną z Akatsuki. Ponoć stracił panowanie nad sobą i zabił jednego z pracowników zakładu - Orochimaru. Sąd stwierdził brak poczytalności w chwili popełniania zabójstwa i umieścił w zakładzie psychiatrycznym. Rozmawiał niechętnie, był zamknięty na świat. Lubił obserwować ludzi.
Odłożyłam kartki i głęboko odetchnęłam. Nie byłam zadowolona. Mało tego, lekko się bałam. Dwóch niebezpiecznych mężczyzn, którzy są nieobliczalni. Jednak wiedziałam na co się piszę, to nie była łatwa praca. Te osoby jednak nie były same w sobie niebezpieczne, coś w ich życiu sprawiło, że zachorowały. Zostali odtrąceni od społeczeństwa, co jeszcze gorzej na nich podziałało. Byłam tu, żeby dać im pomocną dłoń.
Zerknęłam na srebrny zegarek, który nosiłam na ręce. Jedyna pamiątka po matce. Spotkanie miało zacząć się za niecałe dziesięć minut. Wiedziałam, że minie dłuższa chwila zanim odnajdę ową salę, dlatego postanowiłam się zbierać.
Wyszłam na korytarz, którym przechadzało się kilku pacjentów. Każdy ubrany w białą piżamę i szlafrok. Widok naprawdę przygnębiający. Większość była w podeszłym wieku i raczej przeważali mężczyźni. Kobiety są bardziej odporne psychicznie niż płeć brzydka. Pacjenci mieli teraz czas wolny, aż do obiadu. Po posiłku według planu odbywały się zajęcia indywidualne, a później w grupach. Zazwyczaj owe terapie trwały już do kolacji, z którą podawane były niektóre leki. Cisza nocna zaczynała się o dwudziestej pierwszej. Ja miałam pracować od dziewiątej do siedemnastej, czyli kończyłam godzinę przed ostatnim posiłkiem.
Szłam przed siebie, nieznacznie zerkając na niektóre osoby. Moją uwagę przykuł starszy siwy mężczyzna, którego włosy były dłuższe i nawet bardziej zadbane niż moje. Grał on w karty z dwójką innych facetów. Znacznie starszych od siebie. Na pierwszy rzut oka, wszyscy wydawali się normalnymi ludźmi, ale niestety tak nie było. Każdy z nich borykał się z jakimś poważniejszym problemem.
- To Jiraya - dotarł do mnie męski przyjazny głos.
Rozejrzałam się, aby zlokalizować człowieka, który najprawdopodobniej mówił do mnie. Jest, siedział pod ścianą i czytał gazetę, którą właśnie odłożył. Wstał i podszedł do mnie. Część jego długich blond włosów związał u góry w kitkę. Miał przyjazną, młodo wyglądającą buźkę, ale dobrze zdawałam sobie sprawę, że jest ode mnie starszy przynajmniej o pięć lat. Jego błękitne oczy, badały moją postawę. Ubrany był tak jak ja - na biało. Z tą różnicą, że ja miałam spódniczkę zakrywającą kolana, a on spodnie. Był szczupły, mojego wzrostu.
- Nie rozumiem - powiedziałam nieśmiało, kiedy dzielił nas dosłownie metr.
- Ten facet, któremu się przyglądasz. Nazywa się Jiraya i zawsze zwraca na siebie uwagę. Naprawdę dobry człowiek, ale ubzdurał sobie, ze jest samurajem i, że musi zabić całą rodzinę swojej żony, ponieważ obydwa klany się nie lubią. Szkoda faceta - wytłumaczył, a zaraz potem wyciągnął do mnie rękę. - Jestem Deidara Douhito, miło mi.
- Sora Naoto, mi również. - Uścisnęłam dłoń chłopaka.
- Pewnie idziesz na zebranie. Prosto do końca korytarza i w prawo, czwarte drzwi po lewej - poinstruował.
- Pan nie idzie? - zapytałam.
- Żaden pan. Deidara - uśmiechnął się - Nie, nie, muszę pilnować bezpieczeństwa pacjentów.
No tak. Głupia ja. Ktoś zawsze musi stać na warcie, nawet gdy jest czas wolny.
- Nie! Nie! Nie! To ja wygrałem, ja! Ja! Ja! Ja! - usłyszeliśmy paniczne krzyki. To jeden ze starszych panów zaczął panikować przy stole z kartami. Najprawdopodobniej nie mógł przeżyć wygranej i aż cały się trząsł ze zdenerwowania. Jiraya próbował go uspokoić, ale w zamian za to dostał w twarz z liścia. Zdenerwoany starszy człowiek zaczął tłuc pięścią w blat stołu.
- Muszę cię przeprosić - rzucił blondyn i podbiegł do pacjenta. Zaczął mu coś delikatnie tłumaczyć i pomógł usiąść. Chciałam dalej przyglądać się temu, jak postępują z chorymi, jednak do zebrania miałam już mało czasu. Nie chciałam pokazać się ze złej strony, dlatego musiałam się pośpieszyć.
Przed wejściem do pokoju zapukałam. W pomieszczeniu każdy siedział na krześle w okręgu, jedynie Konan stała i pokazała mi delikatnie dłonią gdzie mam usiąść. Zajęłam miejsce obok wielkiego ciemnoskórego mężczyzny i niskiego czerwonowłosego. Pokój był prawie że pusty. Stała jedynie jedna szafa obok okna, na której były miliony stosów dokumentów. Starałam się jednak nie rozglądać po pomieszczeniu, lekko speszona spojrzeniami nieznajomych lekarzy.
- Także chciałam wam przedstawić naszą nową koleżankę, Sorę Naoto. Będzie zajmowała się trójką naszych pacjentów, którzy potrzebują dość szczególnego nadzoru w postaci. Chodzi tu o panią Hokumon oraz o dwóch panów: Uchiha i Sabaku - zaczęła niebieskowłosa kobieta. Lekko skinęłam wszystkim głową, cały czas się uśmiechając.  
- Mnie już poznałaś. Konan Yaggarasi. Teraz chciałabym, abyś zapoznała się z resztą personelu należącego wręcz do legendy tego szpitala. Zaczniemy oczywiście od dyrektora placówki.
- Yahiko Niewo, mam nadzieję, że nasza współpraca będzie przyjemnością - odezwał się rudy mężczyzna. Jego głos nie był tak miły jak kobiety, ale nie zniechęcał. Raczej od razu zmuszał, abym nie bagatelizowała swojej pracy.
- Nagato Uzumaki - głos należał do mężczyzny z dłuższymi czerwonymi włosami, które przesłaniały prawie całą twarz.
- Obito Uchiha.
Uchiha… Chwila, czyżby to znaczyło, że mój podopieczny jest rodziną lekarza tutaj pracującego oraz Sasuke. Wiedziałam, że rodzina Uchihów jest duża, ale nie spodziewałam się, że będę spotykać ich na każdym kroku. Sasuke zresztą nigdy nie wspominał mi o krewnym
w tak znanym szpitalu, dokładniej o dwóch krewnych. Jednak czy było o czym mówić? Ludzie dziwnie reagują na tematy związane z chorobami psychicznymi i miejscami takie, jak te. Kojarzą im się zazwyczaj źle, ponieważ wiedzę czerpią z filmów, gdzie autorzy lubią pokazywać tragedię ludzi chorych. Nie rzadko też jest poruszany temat znęcania się nad pacjentami, co jest nieśmiesznym żartem. Można to porównać do tego, jakby ktoś chciał nakręcić film o inwalidach jeżdżących na wózku, którym doktorzy każą wstawać i biegać. Nieśmieszny żart, ale świata nie zmienię.
- Itachi Uchiha.
Drugi? Madara ponoć nienawidził rozmów o swojej rodzinie. Czyżby dlatego, że miał ich tak blisko siebie?
- Kisame Hoshigaki, miło mi.
Kisame miał niepowtarzalny odcień skóry. Szary wpadający w niebieski, nigdy wcześniej nie widziałam człowieka o takiej karnacji.
- Kakuzu.
- Hidan.
- Zetsu.
Cała trójka przedstawiła mi się zbyt szybko, nie podając nawet swojego nazwiska. Przyjrzałam się dość dłużej Zetsu. Wyglądał dziwnie oraz nieprzyjemnie. Wątpiłam, że będę mieć z nim jakikolwiek kontakt, raczej już wtedy chciałam go unikać.
- Ja jestem Sasori Akasuna. W zespole jest jeszcze Deidara Douhito, którego mogłaś spotkać na korytarzu - odezwał się chłopak, obok którego siedziałam.
- Tak, tak. Już go widziałam - uśmiechnęłam się. Nadal czułam się niepewnie i głupio w towarzystwie Akatsuki.
- Dobrze - rzucił Yahiko Niewo i zaraz potem wstał z krzesła. - Myślę, że to na tyle. Chciałbym, abyś się zapoznała ze swoimi pacjentami.


Zapukałam w potężne drewniane drzwi, obwieszczając moje nadejście i weszłam do środka. Delikatnie zamknęłam za sobą i spojrzałam na kobietę. Siedziała na łóżku, czytając książkę. Nie zwróciła na mnie uwagi, tylko przewróciła stronę. Czytała dalej, a ja w tym czasie przysunęłam sobie krzesło do jej łóżka i odsłoniłam zasłony.
- Zasłoń - mruknęła, ale nadal śledziła tekst.
- Jest bardzo ładna pogoda - powiedziałam spokojnie.
- Właśnie dlatego zasłoń. - Oderwała się od papieru i obdarowała mnie obojętnym spojrzeniem. - Nienawidzę ładnej pogody - burknęła. Wróciła do czytania.
Zasłoniłam. Nie potrzebowałam zbędnych spięć na wejściu. To ona tutaj rządziła, byłam przecież na jej terenie. Usiadłam obok kobiety.
- Co czytasz? - zapytałam zainteresowana.
Musiałam się dowiedzieć czegoś o niej od niej samej. Nie mogłam bazować jedynie na portrecie osoby stworzonym przez Akatsuki. Zawsze była możliwość, że gdzieś się pomylili.
- To co dali. Nudne romansidło. Chciałabym przeczytać jakiś kryminał lub dramat, ale tutaj tego nie dają. Są chyba ze dwie książki Kinga. - Spojrzała na mnie i odłożyła książkę na bok. Westchnęła. - Więc kim jesteś? - zapytała.
Jej twarz, spojrzenie, ton głosu były obojętne. Nie miały w sobie żadnych emocji. Zupełna pustka, jakby mówił do mnie robot, a nie człowiek. Był jednak plus. Oderwała się od lektury i okazała jakieś zainteresowanie moją osobą.
- Sora Naoto, będziemy się widywać codziennie i rozmawiać - wyciągnęłam do niej dłoń, którą Tayuya uścisnęła.
- Nie obiecuję, że się polubimy, Soro - mruknęła.
Powróciła do lektury.
Czułam się upodlona. Byłam dla niej jedynie powietrzem, a nawet nie. Jedynie azotem, którym człowiek nie oddycha. Wiedziałam, że tak będzie, wiedziałam. Mimo to, coś w środku mnie zabolało. Starałam się, próbowałam rozmawiać normalnie, ale to było bez sensu.
Westchnęłam lekko rozgoryczona. Musiałam działać dalej, nie dać za wygraną dziewczynie. Ona, a właściwie wszyscy pacjenci, właśnie tego pragną - spokoju, najlepiej wiecznego spokoju. A my jesteśmy po to, aby im go zabierać i trzymać ich jak najdalej od rzeczy, które podarowałby im ten uświęcany przez nich stan.
- Dlaczego tak twierdzisz? - zapytałam ze smutkiem w głosie.
Chciałam zobaczyć, czy posiada jakąkolwiek empatię. Czekałam chwilę, drugą, trzecią, aż w końcu zerknęła na mnie i przewróciła stronę.
- Bo będziesz mi przeszkadzać - mruknęła.
- W czym? Chcę ci pomóc.
- Nie - zaśmiała się. - Wy nic nie rozumiecie. Widzicie świat przez te swoje różowe okulary. Nie potraficie nas zrozumieć, a chcecie nas leczyć. Leczyć, kurwa, z czego? - Jej oddech był nie równomierny. - Jesteśmy inni, ale nie chorzy. Inaczej postrzegamy rzeczywistość. Patrzymy dalej, za horyzont. Wy się tego boicie!
Rzuciła książką na półkę. Huk i cisza, jedynie głuche bicie mojego serca, które brzmiało w moich uszach. Przestraszona Sora Naoto, no proszę.
- W czym będę ci przeszkadzać? - powtórzyłam swoje pytanie, wypowiadając każde słowo starannie i powoli.
- W spotkaniu - odpowiedziała. Uspokoiła się.
- Z kim?
- Z nim.
Dwie próby samobójcze. Dwa razy próbowała się z nim spotkać. Ludzie jej nie pozwolili. Przeszkadzałam, chcąc pomóc. Dlatego nienawidzi świata, a w szczególności lekarzy. Śmierć była jakimś jej celem, z tym że ten cel był spowodowany depresją po stracie ukochanego, a nie racjonalnym myśleniem. Najgorsze jednak w tym wszystkim było to, że Tayuya uważała się za normalną osobę. Nie docierało do niej, iż cierpi na dość poważne schorzenie psychiczne, które zapanowało nad jej umysłem.
- Powiedz mi coś o sobie, Tayuya. - Postanowiłam zmienić temat na bezpieczniejszy. To była nasza pierwsza rozmowa, która powinna, a wręcz musiała wypaść pozytywnie na tyle, na ile to możliwe.
- Wszystko przeczytałaś już w aktach, Sora - patrzyła na mnie, tym razem świdrując mnie swoim spojrzeniem. Pustym i beznamiętnym.
- Nie. Ja chce usłyszeć coś o tobie od ciebie. Nie od lekarzy.
- Nie zostaniemy przyjaciółkami. Nie licz na to - zaśmiała się i przeczesała swoje włosy, napotykając na parę pęków. - Pozwolisz, że rozczeszę swoje kudły.
Wstała, wyjęła z szafki miękką szczotkę.
- Więc… Masz swój ulubiony kolor?
- Biały.
- Biały to symbol niewinności i czystości, wiesz o tym? Moim ulubionym kolorem jest czarny.
- Nie masz racji, Sora. Biały to symbol pustki, braku życia, śmierci. Czarny to pogrzeb. - Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. - Chyba zaczynam się zastanawiać nad naszą przyjaźnią, Sora. Biały i czarny, Yin i Yang.
- Dopełnienie
- Jak życie i śmierć.
- Więc nie zostaniemy przyjaciółkami.
Uśmiech nie schodził z twarzy mojej rozmówczyni. Odłożyła szczotkę na swoje miejsce i stanęła przed pustą ścianą, odwrócona do mnie tyłem.
- Kiedy mi się z tobą coraz lepiej rozmawia - rzekła.
- Będę ci przeszkadzać. Będzie życie i życie.
- Stawiasz swoje warunki. Dobrze, lubię takich ludzi. Będziesz doskonałym bohaterem w moim epilogu.
Odwróciła się do mnie.
- Prologu nowego życia, Tayuya.
Cisza.
Mierzyłyśmy się spojrzeniami. Wymieniałyśmy uśmieszkami, jakbyśmy były starymi dobrymi kumpelami. Ja wiedziałam o jej chorobie, nie akceptowałam jej decyzji o śmierci. Ona wiedziała o moim powołaniu, nie akceptowała swojego życia. Wymieniałyśmy się uśmieszkami jak przyjaciele, a tak naprawdę… Tak naprawdę byłyśmy jak dwie wrogie sobie nacje, które muszą stoczyć bitwę. Wygram.
Cisza.
- Myślę, że powinnaś już iść. - Wyganiała mnie.
- Zobaczymy się jutro.


Siedziałam w mojej kanciapce, odpoczywając przed kolejną trudną rozmową, która mnie czekała. Popijając magnez, analizowałam zachowanie Tayuyi. Nie byłam pewna, czy dobrze zrobiłam, starając się podejść do niej jak jej koleżanka. Dając jej mówić o śmierci, jak o czymś co jest już prawie jej. Czułam, że mogłam wypaść lepiej, ale tak jest chyba zawsze. Ludzie czasem oczekują od siebie więcej, niż potrafią.
- Proszę - mruknęłam, usłyszawszy pukanie.
- To ja. Nie przeszkadzam?
- Deidara - uśmiechnęłam się, kiedy ujrzałam te przyjemne niebieskie tęczówki. - Proszę, siadaj - wskazałam na krzesło na przeciwko mnie.
Mężczyzna usiadł, stawiając na stole paczkę ciasteczek. Uśmiechnęłam się szeroko, odsuwając od siebie dokumenty moich pacjentów. Złapałam się za podbródek.
- Chcesz mnie nafaszerować fenobarbitalem w postaci ciasteczek? - zapytałam, podnosząc jedną brew do góry.
- Morfiną, a nie - zaśmiał się, po czym wziął słodycz do ręki.
- Też się przyda - westchnęłam i skusiłam się.
Chwilę w ciszy chrupaliśmy ciacha. Obydwoje dobrze wiedzieliśmy, co będzie tematem naszej rozmowy, dlatego wykorzystywaliśmy czas, aby ułożyć sobie dobre odpowiedzi
w głowach.
- Aż tak? - zapytał.
- Uważa, że nie jest chora - przerwałam. - Mogę się założyć, że nienawidzi tego miejsca.
- Jak każdy.
Znów sięgnęliśmy po ciastka.
- Kto następny?
- Gaara Sabaku. Trochę się boję tego spotkania.
- Uważaj na niego, Sora. On zabił jednego z naszych, kiedy był jeszcze policjantem.
Było o tym głośno swego czasu, jednakże w mediach zabójcą był podkomistarz G. a poszkodowany, tudzież zabitym, doktor O. Nigdzie nie można było doszukać się imion, już nie wspominając o nazwiskach, uwikłanych w tę sprawę. Mówiono o procesie podkomisarza, który zabił z nieznanych nikomu powodów lekarza zakładu psychiatrycznego Akatsuki. Później sprawa nieco ucichła i tylko zainteresowani nią dowiedzieli się, jak się skończyła. Ja w tym czasie byłam zajęta czym innym. Zresztą nigdy nie interesowałam się światem medialnym, bo uważałam, że i tak nie mówią nam całej prawdy. Wolałam więc, nie wiedzieć nic, niż karmić się kłamstwami.
- Podkomisarz Sabaku Gaara - mruknęłam lekko zmartwiona.
- Jak chcesz, weź ze sobą gaz pieprzowy lub poproś ochronę, by z tobą weszła. Najważniejsze jest twoje bezpieczeństwo.
Słowa Deidary dodały mi trochę otuchy. To miłe, że ktoś, kogo praktycznie nie znasz, przejmuje się tobą i dba o bezpieczeństwo. Blondyn nie tylko wyglądał na przyjaznego człowieka, ale i nim był.
- Dziękuję ci, ale jednak obejdzie się bez tego. Chcę złapać dobry kontakt z pacjentami.


Nie usłyszawszy zaproszenia, postanowiłam wejść do pokoju Gaary. Serce biło mi jak oszalałe, ponieważ moja wyobraźnia właśnie płatała mi figle, wyobrażając sobie moją śmierć. A to czerwonowłosy łamał mi kark, a to wbijał mi w szyje jakiś przedmiot, a ja padałam na podłogę, krztusząc się swoją krwią i powoli umierałam.
Starałam się oddychać równomiernie, ale kiedy go ujrzałam, siedzącego na łóżku ze skrzyżowanymi rękami, wpatrzonego w każdy mój ruch, jakby badał moją osobę, wstrzymałam powietrze.
Miał na sobie bordowy dres.
Kącik jego ust podniósł się do góry.
Wydech.
Westchnął, jakby zażenowany moim bojaźliwym zachowaniem.
Wdech.
- I ty jesteś lekarzem, tak?
Kiwnęłam głową i ruszyłam ku niemu.
- Chcesz leczyć emocje innych ludzi, a nie potrafisz zapanować nad swoimi? Żałosne - prychnął, po czym wstał.
Chciałam usiąść, ale zawahałam się. Nadal nie byłam pewna jego zamiarów.
- Jesteś mordercą. To naturalne, że się ciebie boję - wyjaśniłam swoje zachowanie.
Chciałam się jakoś usprawiedliwić. Nie spuszczałam go z oczu, kiedy przechodził się po pokoju ze spuszczonym wzrokiem. Miałam wrażenie, że nie oddychał. Był za spokojny.
- Po pierwsze zabójcą, jest różnica. Po drugie, nawet nie do końca nim jestem. Sąd uznał, że działałem nie w pełni świadomy swoje czynu, co mnie trochę usprawiedliwia - rzucił i podszedł do stolika, przy którym siedziałam i zajął miejsce na przeciwko mnie.
Lodowate spojrzenie turkusowych tęczówek nie było takie puste jak u Tayuyi. Te tęczówki miały duszę, która okazywała się być obojętna na swój los. Która jakby pogodziła się z istniejącymi faktami. Skóra wokół oczu była pociemniała.
Być może cierpiał na brak snu.
Być może żałował tego co zrobił.
Być może dręczyły go koszmary.
Mylący, ale również intrygujący był tatuaż na czole. Miłość. Coś, co trwa wiecznie, co ma wiele oblicz, wiele twarzy. Bywa życiodajna i śmiertelna. Najniebezpieczniejsze uczucie, które łączy ludzi na zawsze. Często błędnie odczytywana i interpretowana przez zauroczonych nastolatków. Może być szczęśliwa, może być dramatyczna. Bezapelacyjna, piękna, jeżeli jest prawdziwa.
Czym się objawia miłość u zabójcy?
- A pan jak uważa? Czy sąd miał racje?
Uśmiechnął się.
- Mylił się. Byłem w pełni świadomy swego czynu. Chciałem zabić tego człowieka. I zrobiłbym to jeszcze raz, jeżeli była by taka potrzeba.
- Dlaczego?
- Panno…
- Naoto. Jestem Sora Naoto.
- Panno Naoto, nie słyszała pani o tym, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, a pani już jest u jego bram.
Otworzyłam usta, chcąc coś powiedzieć, ale dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że nie miałam żądnego pomysłu na odpowiedź, więc ponownie je zamknęłam. Wzięłam spokojny oddech. Musiałam z nim rozmawiać, musiałam robić cokolwiek, podczas gdy ja w tamtej chwili najlepiej wyszłabym z tego pokoju. Sabaku widząc, że nie jestem w stanie podjąć się żadnego tematu, cicho parsknął.
- Nie musi się pani mnie bać - mruknął i wstał. Podszedł do szafki nocnej. - Trochę źle zaczęliśmy naszą współpracę, panno Naoto. - Wyciągnał z górnej szuflady cienki plik papierów. Wrócił na swoje poprzednie miejsce i wręczył mi owe dokumenty. Świadectwa, dokument ukończenia szkoły oficerskiej, kopie raportów spraw, które prowadził. Jednym najważniejsze rzeczy z życia tego człowieka.
- Czemu to jest u ciebie? - zdziwiłam się.
Zazwyczaj wszelakie dokumenty na temat pacjenta są trzymane w archiwum. Są tam po prostu bezpieczniejsze, tymczasem Gaara miał je w swojej szafce nocnej.
- Nie zadawaj za dużo pytań - odparł, drapiąc się po karku. - Przeczytaj to, jeżeli chcesz ze mną pracować.
- Gaara, już nie jesteś w policji. Nikt z tobą nie pracuje. - Zatrzymałam się na chwilę. Chcę ci po prostu pomóc - powiedziałam spokojnie. Wyglądało to tak, jakby cały czas myślał o swoim wcześniejszym życiu. Jakby gdzieś w czasie niekiedy się gubił i żył w swoim małym świecie. Zjawisko często spotykane u ludzi z zaburzeniami psychicznymi oraz u nastolatków, którzy poznają świat z brutalniejszej strony.
Też tak miałam i przez bardzo długi okres czasu uważałam to za idealne wyjście. Niedopuszczanie do siebie złych, ale prawdziwych prawd życiowych, które bolały mocniej niż rana otwarta. Zamykanie się w sobie i udawanie, że wszystko jest dobrze nigdy nie było dobrym wyjściem. Wiedziałam to i tylko wiedziałam, bo robiłam dalej swoje. Szłam do szkoły z uśmiechem, byłam towarzyską osobą, bez duszy. Ta, razem z myślami, była gdzieś indziej. Na wyspie, którą sobie wymyśliłam, która była tylko moja, która była idealna. Nie była prawdziwa.
Trwało to rok, zanim uświadomiłam sobie, ze to właśnie wyspa i moja nieobecność mnie niszczy. Pozbawia z życia i ze świata tego co najlepsze. Uświadomiłam sobie w pewnym momencie, że świat jest tylko wtedy piękny, kiedy coś dzieje się niespodziewanie. Kiedy po deszczu nadchodzi słońce. Samego zła nigdy nie ma, a samo słońce jest zbyt sztuczne i nudne. Obudziłam się, a o wyspie zapomniałam.
Ja byłam wtedy jeszcze dzieckiem. Poznawającym świat nastolatkiem, który wierzy w nadzieje, w lepsze jutro, który ma zawsze jakieś osoby przy sobie. Nie dojrzałym człowiekiem, który przeżył zbyt dużo i prawdopodobnie widział zbyt dużo, a teraz nie może sobie z tym poradzić. Na dobitek jego bliscy odeszli.
- Idź już lepiej. Dziś więcej tutaj nie zrobisz - burknął.
- Jestem tu niecałe dziesięć minut. Chcę z tobą porozmawiać.
- Idź już - wręcz nakazał mi, swoim chłodnym wzrokiem wskazując na drzwi.
Poczułam się głupio. Trochę jak ostatnie gówno, nie mogące nic zrobić. Chwyciłam za plik dokumentów i zanim wyszłam, wsadziłam je do teczki. Ostatni raz zerknęłam na mężczyznę siedzącego przy stoliku, podpierającego ręką głowę i czekającego, aż wyjdę.


To wszystko szło trochę nie po mojej mysli jak dotąd. Cały czas myślałam o dokumentach, które dał mi Sabaku. W prawdzie nie mogłam się doczekać, aż w domu usiądę i je przeczytam. Byłam ciekawa, jakie prowadził życie chory morderca. Czułam się z tym źle, że ważniejsza była ciekawość niż pomoc dla niego.
Szłam korytarzem do już ostatniego mojego pacjenta. Minęłam się z Hidanem, który właśnie pomagał jakiejś staruszce usiąść i tłumaczył jej, że jest tutaj bezpieczna. Zdziwił mnie ton głosu mężczyzny. Szorski i niski, jakby był tu za karę, a nie z dobroci serca. Jednak nie zatrzymywałam się, ani nawet nie złapałam z nim kontaktu wzrokowego. Chciałam mieć już za sobą tę ostatnią wizytę.
- Dzień dobry - przywitalam się, kiedy weszłam do pomieszczenia. Od razu moją uwagę zwróciły kajdanki, które przymocowane były do poręczy łóżka i dłoni mężczyzny. Miał ograniczone pole manewru; mógł jedynie siedzieć lub leżeć na łóżku. Śmieszne, że jego obezwładnili, a Gaary już nie.
- Jestem Sora Naoto, będę się tobą opiekować przez jakiś czas.
Nic, żadnego odzewu. Nawet nie mrugnął. Patrzył się na mnie, ale nie na oczy. Możliwe, że podali mu jakieś środki uspakajające, których zawsze byłam przeciwnikiem. Jednak wiedziałam, że taka kuracja jest potrzebna. Zapewnia to bezpieczeństwo pacjentowi oraz lekarzowi.
Podeszłam do niczym nie różniącego się od poprzednich, stolika i usiadłam na krześle.
- Powiedz mi Madara coś o sobie - zaczęłam i czekałam na jego odzew.
Najważniejsza jest cierpliwość.
- Dla ciebie Pan…
Nawet nie mrugnął, a do moich uszu dotarł niski i cichy głos, lekko zachrypnięty, jakby był odwodniony.
- Przepraszam - speszyłam się. - Panie Madaro…
Siedziałam i czekałam, ale po pewnym czasie uzmysłowiłam sobie, że to trochę jak oczekiwanie na cud. Mężczyzna nadal wpatrywał się we mnie nieobecnym i trochę przerażającym wzrokiem, ale nie mogłam z nim złapać kontaktu wzrokowego. Zaczęłam zastanawiać się czy on oddycha, czy on w ogóle żyje. Przecież to niemożliwe, aby nawet się nie poruszyć, nawet nie mrugnąć.
- Może zaczniemy od tego jakiej muzyki słuchasz? - spróbowałam drugi raz. -  Musimy się trochę poznać, wtedy będę mogła ci pomóc.
Znów czekałam. Chwilę, dwie, ale samo liczenie na to, że usłyszę cokolwiek z ust Madary zaczęło męczyć. Ten moment, kiedy próbujesz coś zrobić dobrego, ale i tak ci się nie udaje. Bezcenny smak porażki, gorsze niż przegrany mecz. Bo chcesz coś zrobić dla kogoś, a ten ktoś nie daje sobie pomóc.
- Ja lubię bardzo rock, ale nie pogardzę też na przykład klasyką - zaśmiałam się jak gdyby nigdy nic. Mówiłam do ściany, bo tam nie było człowieka. Siedziała jakaś marinonetka bez mimiki, jedynie z tym swoim budzącym lęk spojrzeniem ciemnych, niemal czarnych tęczówek. Jakby ta dusza wraz z blaskiem i kolorem, gdzieś przepadła, ulotniła.
Już miałam dość tej ciszy. Czułam się głupio i zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno dam sobie radę w tej pracy? Czy ja sama nie zwariuję.
- Panie Madaro, wszystko w porządku?
Odezwij się, do cholery!
Nawet nie mrugnął.
Kurwa…
- A później się dziwicie, że jesteście zgwałcone - usłyszałam jego głos, ale w pierwszych chwilach myślałam, że się przesłyszałam.
- Słucham?
- Szmacisz się, kurwo.
Chyba już mi na dziś starczy tych wrażeń.
- Wiele kobiet nosi spódniczki, panie Madaro. To bardzo wygodne ubranie - wytłumaczyłam, nie starając się nie brać do siebie bluźnierstw rzuconych w moją stronę, które uderzyły mnie w sam środek.
- Wszystkie to kurwy - burknął.
- Nie można tak mówić, nie znasz wszystkich kobiet.
- Kurwicie się - z jego gardła wydobył się gromki śmiech.
- Rzeczywiście są takie kobiety…
- Kurwy.
- Kobiety, które się nie szanują. Twoja mama…
- Wypierdalaj! - wrzasnął i gdyby nie kajdanki, już byłby przy mnie. Wyskoczyły mu zmarszczki ze złości. Kiedy oddychał, prawie warczał jak gdyby miał chrypkę i to taką od tygodni.
- Wypierdalaj. Wypierdalaj, wypierdalaj, wypierdalaj… Kurwa stąd - charczał.
Powinnam zostać, bo taka była moja praca, ale nogi same ruszyły. Do drzwi odprowadziły mnie jego złośliwe obelgi, które docierały do samego środka, do psychiki.




- Czyli nie poszło.
- No nie - mruknęłam i na raz wypiłam setkę czystej.
- Może zrezygnujesz? - zapytał z nadzieją w głosie, polewając mi drugi raz.
- Nie. Nie jestem słaba.
Stwierdziłam, że nie ma na co czekać i chlapnęłam drugą kolejkę. Piłam sama, bo Utakata wziął godzinę przed moim powrotem leki.
- Ja tego nie powiedziałem.
Przemilczałam jego słowa. Po chwili wstałam z kanapy i uśmiechając się do niego, powiedziałam, że idę spać. Przytaknął jedynie, rozumiejąc, że jestem zmęczona. Domyślał się, jakich ludzi dziś spotkałam.
Leżałam i płakałam. Zdawałam sobie sprawę z tego, że mogę nie dać rady psychicznie. Zaczęłam obwiniać siebie za złe decyzje życiowe. Być może psychiatria nie była dla mnie i kierowałam się tylko osobliwymi pobudkami, takie jak ciekawość. Prawdą było, że fascynowałam się ludźmi innymi, dla których rzeczywistość to tylko sen, a sen w pewnym momencie staje się rajem. Rzeczywistość dla nich nie istnieje.
Studiując drugi rok zaczęłam się obawiać, że i ja zwariuję. Stan ten nie trwał długo, może z dwa miesiące i znów wszystko było dobrze. Bywałam w psychiatrykach, miałam praktyki w takich miejscach i wiedziałam na co się pisze. Jednak dziś, mając styczność z zupełnie innymi charakterami, chorobami i osobowościami myślałam, ze zwariuję. Nie zrobiłam tego tak, jak chciałam i za to się obwiniałam.
Zasnęłam, zanim przyszedł Utakata.
Kiedy ja oddałam się objęciom Morfeusza oraz mojego ukochanego, jedna starsza kobieta z zakładu Akatsuki popełniła samobójstwo. Zadusiła się poduszką, bo miała zły sen.


#Informacje one

Akcja T4, czyli zabijmy tych, którzy są chorzy, których choroby nie rozumiemy...
Do takiego wniosku doszli niemieccy lekarze w czasie drugiej wojny. 
Zginęło około 100 tyś. osób w tym 30 tyś. Polaków. 
Dzieci, kobiety, młodzi, starzy... wszyscy, którzy potrzebowali pomocy.
Najpierw zabijano zastrzykami, ale cóż było to zbyt pracochłonne. Wtedy to właśnie opracowano komory gazowe, gdzie zatruwano gazami (tlenek węgla czy cyjanowodór), później stosowano je w obozach koncentracyjnych.

W Zofiówce lekarze pomagali chorym wyjść na plac straceń, cały czas podtrzymując ich na duchu, dodając odwagi. Gdy chorych zabito, lekarze popełnili samobójstwo.

Zainteresowani mogą wygooglować akcje T4

#Informacje one

Witam się i przepraszam za zwłokę. 
Ale tak to już jest jak wiosna przychodzi. 
Neko Fuyu - kot zimowy w końcu.
Cóż rozdział jak rozdział, bardziej takie wprowadzenie. 
W następnym już coś będzie. 

Dziękuję wam wszystkim za komentarze. 
Trochę się wgl boję, że nie podołam zadaniu. 
Myślałam, ze temat chorób psychicznych nie jest aż taki trudny, ale to naprawdę głęboka woda. 
Życzcie powodzenia. 

Tymczasem idę spać, bo troszku się przeziębiłam i mam przepity głos XD

P.s. szablon od Miki <3

Do następnego, czyli chyba do prima aprilis.

9 komentarzy:

  1. O matko bosko, miazga. Jutro wrócę z bardziej elokwentnym komenatrzem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Widząc w pacjentach Utakatę, nie spodziewałam się, że będzie w związku z Sorą! :O Fajnie budujesz jego charakter. Jak dotąd był mało znaczącą postacią jak dla mnie, ale dzięki temu tekstowi zyskał moją sympatię!
    Sama chciałam iść na psychologię i to przez wiele lat, ale mając rok przerwy po liceum miałam dużo czasu do namysłu, ale właśnie zaczęłam się bać. Tak jak napisałaś, temat chorób psychicznych jest ciężki, nie mówiąc już o współpracy z takimi ludźmi. Jestem zbyt empatyczną osobą i czuję, że mimo umiejętności rozwiązywania niemalże wszystkich ludzkich problemów, z którymi spotkałam się do tej pory, coś takiego mocno by mnie przerosło. Za bardzo bym się w to wczuwała i wiązała emocjonalnie z pacjentami, a podobno, żeby być psychologiem, trzeba mieć nerwy ze stali i być obiektywnym wobec ich egzystencji. Matko, dlatego już mi się podoba jak to piszesz, bo w zajebisty sposób operujesz Sorą i jej podejściem.
    ONA SIĘ BOI. I to jest cudowne. Nie wiem, czy poczułabym tyle radości z czytania tego rozdziału, gdyby była taka super mocna i od razu ustawiła ich do pionu.
    Jiraya mnie zainteresowaaaał! :D Taki fajny dziadek morderca... Jak powiedzIał Dei, dobry człowiek. Od razu wzbudził sympatię, choć istniał tam przez chwilkę. I fajnie, że blondyn okazuje jej zainteresowanie i z nią przebywa... Od razu człowiekowi robi się raźniej. :D
    Jestem bardzo ciekawa powiązania pomiędzy Uchihami, i samym Obito. Ciekawa jestem czy jakoś rozwiniesz jego postać. :D
    Tayuya też mnie cholernie intryguje.
    Patrzymy dalej, za horyzont jakie cudowne słowa... Aż mi się gęsia skórka wdarła na ramiona! Dziewczyna nie wydaje się być jakaś mocno nienormalna, ale czuję, że nas zaskoczysz.
    Gaara! Chcę wiedzieć, jak on odróżnia mordercę od zabójcy! No i mam nadzieję, że poznamy powód, dla którego zamordował Orochimaru.
    Madara mnie przeraził. Doszczętnie! KOlejny powód, dla którego nie mogłabym zostać psychologiem. Trafić na taką osobowość to piekło! A o resocjalizacji też myślałam. ;__; Gdybym spotkała tam takiego człowieka, nie wiem czy zdążyłby mi coś zrobić, nim zeszłabym na zawał...

    Soro, masz rację! Nie poddawaj się, chcę poznać tę historię!
    Neko, błagam... Nie zniechęć się do tego nigdy, nigdy. No naładowałaś mnie strasznie. :D Mam nadzieję, że druga część pojawi się w miarę szybko, bo dawno nie czułam się tak zaintrygowana! Nauczyłaś mnie lubić Gaarę. Stąd na Zamkniętych Duszach pojawi się nie raz. Może nie będzie odtwórcą głównej roli, ale mam co do niego kilka planów! Ajaj! Muszę iść się uczyć, bo nie zdam.

    WENY, WENY, WENYYY! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Mayako. Witam xD
      Też myślałam o psychologii, ale raczej o psychologii sądowej. Po prostu ja tak samo za bardzo przejmuję się czyimiś problemami, czasem bardziej niż swoimi. Kurde ja się potrafię przejąć nawet problemami fikcyjnych bohaterów, więc o czym tu mowa.
      A jeżeli chodzi o Sorę. Jest młodym psychologiem, dopiero co się uczy, więc też jeszcze błądzi xD
      Uchiha, Uchiha, niby ich nie lubię, a zawsze gdzieś są.

      Tak, tak! Ktoś dzięki mnie polubił Gaare <3 Muszę się w końcu ogarnąć i nadrobić zaległości w blogach.
      Zdasz, zdasz <3

      Dziękuję i wzajemnie. :3

      Usuń
  3. Przyznaję, że treść wbija w krzesło. Nie spodziewałam się czegoś takiego. Podoba mi się zestaw pacjentów, których dostała Sora, i to, że wprowadziłaś Utakatę (fajna postać, a zaniedbywana w ff). Ten rodział przyniósł bardzo dużo pytań. Zastanawiam się, czy moja interpretacja jest słuszna. Myślę, że dr O. prowadził eksperymenty na ludziach, a Gaara wcale szalony nie jest, tylko został zamknięty, żeby go uciszyć. No a ta starszka, która udusiła się, bo miała zły sen - czy to nie ta sama, która była widziana przez Sorę z antypatycznym Hidanem? Sama zadusiła się poduszką, taa... ;)
    Zapowiada się psychologiczny thriller, pierwszy raz czytam takiego fanficka. Życzę Ci, żebyś z przyjemnością ubierała myśli w słowa, weny z pewnością Ci nie brakuje :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Huhuhuhu :3
      No Utakata idealnie pasował mi na kochanka Sory.
      Interpretacja trochę dobra, ale bardzo daleko jej od prawdy. A ze staruszką. Ona umarła serio przez siebie. xD
      Dziękuję bardzo. ;3

      Usuń
  4. Gestapo wyszło gdzieś na chwilę , więc mogłam na chwilę oderwać się od tej cholernej biologii i nadrobić rozdział. A swoją drogą mam już do niej tak głęboki uraz, że nie wiem czy sama zaraz nie zbzikuję ._. Korzenie, wszędzie korzenie.
    Ale co do rozdziału, to powiem ci, że jestem mile zaskoczona, hyhy. Co prawda zazdroszczę Sorze jej narzeczonego, bo facet jest naprawdę nieziemski i idealny. Dobrze, że ideał może istnieć chociaż w opowiadaniu. xd *,*
    Byłam okropnie ciekawa, jak potoczą się jej pierwsze spotkania z chorymi. Najbardziej zniesmaczył mnie oczywiście Madara, który jest chyba najbardziej niebezpieczny z całej tej trójki. No i zastanawia mnie, co jemu się przydarzyło... Bo wiemy, że Tay umarł ukochany, że Gaara kogoś zabił, ale co się stało jemu? Hmm. No i skąd Sora zna Sasuke ;>
    Generalnie po przeczytaniu Psychozy 4.48, Nine Crimes i początku tego opowiadania jestem tak zafascynowana ludzką psychiką, że non stop o czymś czytam i nie mogę się zupełnie od tego oderwać. A przecież ciekawość to pierwszy stopień do piekła, jakim jest... śmiało można powiedzieć ten zakład Akatsuki.
    Mam dużo nadzieji, że dziewczyna nie sfiksuje i jakoś da sobie radę, chociaż na pewno będzie okropnie ciężko... I mam nadzieję, że jeśli coś się stanie, Utakata ją wesprze albo uwolni od tej męczarni, bo w sumie tak można nazwać tą pracę. Swoją drogą smuci mnie fakt, że tacy ludzie zarabiają tak mało... A mają taką ciężką robotę.
    A, w paru momentach składnia była nie ten teges i przecinki się nie zgadzały. Ale to sobie zobaczysz jak kiedyś na spokojnie przeczytasz xd
    Zaraz chyba wygoogluję tę akcję, bo chyba o niej mi ostatnio opowiadałaś nie?
    Szablonik przyjemny, choć mógłby być bardziej... nie wiem, mroczny, klimatyczny, psychiczny? Wiesz o czym mówię ;>
    No więc tym miłym akcentem kończę moją wypowiedź i wracam do biolo (yolo, srolo) (y).
    Do jutra :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żarciki z Ukrainy może.
      * Zapuściłam tu korzenie * huehueheuehue
      No Utakata jest bardzo fajnym gościem i brałabym tyż ( Gaaro nie słuchaj xD )
      Oj ten Madara, Madara. Czym on was tak zniesmaczył, no? xD
      Okej zaraz pisze do Kiry, ze zjebała robotę, bo miała mnie poprawiać. xD
      Wracaj do bio i pozdrów Gestapo xD

      Usuń
  5. Ciekawe, bardzo ciekawe. Wrzucenie znanych nam z zupełnie innego środowiska postaci w świat współczesny jest nieco odpychające, ale dzięki temu fascynuje mnie jeszcze bardziej. Bardzo podoba mi się twój sposób pisania i podejście do chorób psychicznych, którymi sama od bardzo dawna się fascynuję.
    Jedyne zastrzeżenie: jak na doświadczonego psychiatrę, Sora wydaje się zbyt mocno to wszystko przeżywać. Ale to tylko mała obserwacja.
    Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to prawda Sora za bardzo to przeżywa. Jest zbyt emozjonalna do tej pracy, ale to nie przypadek.
      Choroby psychiczne to bardzo głęboki temat i pewnie nie raz coś źle napiszę, więc wtedy mów śmiało i pouczaj. :)

      Dziękuję za komentarz ;>

      Usuń

Szablon wykonała
Mayako
Głęboki Off